poniedziałek, 31 stycznia 2011

Gniazdowniczka

Podobno dopadł mnie syndrom wicia gniazda. Podobno. Bo wpisując to hasło w gugle przeczytałam o kobietach, które kupują wanienki i wózki, przestawiają meble, malują ściany i prasują ubranka. Ja tego wszystkiego jeszcze nie robię.

Za to - gotuję. Dopadła mnie mania zup gotowania. Co jest bardzo dziwne w moim wykonaniu, bo ja zup nie gotuje i nie jadam. Ogólnie, jak jestem w domu (w sensie nie w pracy) to zdarza mi się gotować obiady, ale to nigdy nie są zupy. Wyznaję zasadę, że obiad to mięso a nie woda. A od paru dni gotuję tę wodę. Gotuję, kremuję i zjadam. I rodzinę karmię. I jak zostaje to wieczorem zjadam drugą porcję. I wymyślam jaka jeszcze zupę ugotować. W piątek była brokułowa. W piątek, to w ogóle był obiad dwudaniowy z deserem, przy czym deserem nie było ciasto ze sklepu tylko upieczone gruszki. W sobotę niestety byłam w pracy. Wczoraj była zupa kukurydziana. Dziś będzie groszkowa. Jutro niestety praca, ale koniecznie muszę wymyślić zupę już na kolejny dzień. Ma ktoś jakiś pomysł? Zaznaczam, że musi dać się skremować, bo aż tak daleko żeby gryźć gotowane warzywa to jeszcze nie doszłam.

Oczekuję propozycji.

2 komentarze:

Powiedz mi co o tym myślisz :)