sobota, 18 sierpnia 2012

Doniesienia społeczne

Moje dziecko:
- chodzi za kotami i robi cici-cici,
- miauczy, jak go pytam jak robi kotek, ale rzadko, częściej na żywego kotka, albo pluszowego,
- jak znajdzie ruską książkę od Eleny to wyje ("uuuuuuu!") jak wilki i robi "niam-niam" jak miś,
- pokazuje gdzie ma brzuch/pępek, zamiennie,
- jeździ po dywanie autkami i robi "brrrrr",
- klaszcze językiem naśladując konika.

Resztę umiejętności typu "jak robi" i "gdzie jest" ma daleko w tamtych spodniach. Tymi też się zbytnio nie chwali.

Za to umie wejść na parapet i potrafi godzinami stać i patrzeć na samochody jadące na dole. Umie też wejść na samą górę swojej szafki na zabawki (taka potrójna z IKEi). I umie wejść i zejść po schodach. Znaczy to ostatnie umie już dawno, ale doskonalimy te umiejętność, bo mieszkamy na drugim piętrze, a ja, jako, że ciężarna to nie będę znosić ze schodów i wózka i Wojtka, a wnosić Wojtka i zakupów. Wojtuś musi biegać. I biega. Na górę sam, na dół za rączkę. Sam też umie, ale jak mu się za bardzo śpieszy to spada, więc wolę jednak, żeby chodził za rączkę.

Nie, prócz tych kilku słów, które umie od dawna, nie nauczył się niczego innego. Nadal porozumiewa się przez "mama", "am", "bam", "idę" i kiwanie albo kręcenie głową. No i niezawodny palec wskazujący. Koniec doniesień.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Trzy niedziele w kupie - ósma, dziewiąta i dziesiąta!

Wbrew pozorom nie chodzi tu o długi weekend, który tak zwykł nazywać mój protoplasta, tylko o to, że z powodu braku internetu, przeprowadzki i takich tam nazbierały mi się aż trzy zdjęcia niedzielno-ubraniowe. Albo może tylko trzy bo powinno ich pięć być. No ale jedną niedzielę - tę następnego dnia po przeprowadzce - spędziłam w Ikei ubrana w to co mi się akurat udało znaleźć i nie było to zbyt wyszukane (w metaforycznym znaczeniu oczywiście, bo dosłownie to było właśnie takie - wyszukane pomiędzy workami i kartonami), a jedną spędziłam w łóżku, bo mi się nie chciało nic. Więc moje, postawione samem sobie wyzwanie się przedłuży, o conajmniej kilka tygodni.

No ale dosyć gadania. Wszak to notka zdjęciowa powinna być.

Niedziela ósma - znów czarno-czerwona:

Bluzka - Primark, spódnica i bolerko - taki jeden sklep na Peckham, co nie wiem jak się nazywa, buty - Clarks.

Dziewiąta niedziela - "czy ja aby na pewno nie mam za krótkiej spódnicy?" "Głupia jesteś!"

Sukienka - Esprit, jaczka - od Musi dostałam, buty (ślubne!) - Aldo.

I wreszcie ostatnia, wczorajsza, dziesiąta niedziela. Tak, znów obcięłam włosy i wreszcie jestem zadowolona. Tak, jestem w ciąży - to jest ta tajemnicza zmiana stanu fizjologicznego z poprzedniej notki. Co ciekawe - to jest dopiero 8 tydzień, a wyglądam... No tak:

Szarawary i torba - Camden Town, bluzka - Primark, sandały - Clarks.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Oj cieżko...

... jest człowiekowi bez internetu...

Dwa tygodnie go nie miałam, a jak boli! Teraz mam dawkowany, normalny będę miała za tydzień. Za to zdołałam w tym czasie przeczytać osiem książek. Może nie najgrubszych, ale jednak. A wszystko przez to, że zapomniałam sobie pożyczyć od Mojej Siostry Królewny ostatniej części Millenium. Ale już mam, więc jest dobrze. W zasadzie to już ją nawet przeczytałam do połowy. I już zaczynam się zastanawiać - co ja będę czytać jak ją skończę? Jakieś propozycje? Co polecacie?

Poza tym, kilka rzeczy się zmieniło przez te dwa tygodnie. Na przykład mój adres. Miasto. Stan osobowy w domu. Ilość pomieszczeń. Piętro. Stan fizjologiczny mój. I jeszcze ilość kotów w domu. Ale o tym kiedy indziej. Powolutku, pojedynczo.

Tymczasem idę spać. A nie, jeszcze muszę pranie powiesić. Ale mi się nie chce. Nie mógłby ktoś za mnie?