piątek, 14 lutego 2014

Jak spędziłaś walentynki?

Dostaliśmy dziś klucze do naszego nowego, pięknego i cudownego mieszkania, w którym jasno jest nawet w przedpokoju, w naszej sypialni belki są na wierzchu (takie z dachu), a w kuchni na blacie spokojnie zmieści się dwoje dzieci, co się niedługo przyda, bo jak wiadomo, jak gotuje to trzymam Wojtka na blacie, a Lula niedługo też do tego dorośnie.

W związku z tym na pytanie "jak spędziłaś walentynki", odpowiem "sprzątałam!". No, bo sprzątałam. Chcieliśmy już dziś zostać tam na noc, ale nie zdążyliśmy przetransportować materacy i pościeli. Nic to, jutro już śpimy na nowym :) A w niedzielę wpada dwóch Jamajczyków z vanem i przewożą nasze meble. W związku z tym internetu nie będzie, więc tymczasowo znikam. Jak wrócę to pokaże Wam moje nowe, piękne i cudowne, etc. mieszkanie.

Hough.

poniedziałek, 10 lutego 2014

niedziela, 9 lutego 2014

Na pożegnanie

Nie, nie zamykam bloga :)

Na pożegnanie mojego mieszkania - bo przeprowadzamy się równo za tydzień - pokażę wam moją toaletkę. Bo mam! Znaczy miałam, dziś ją spakowałam, a w nowym mieszkaniu miejsca na nią brak. Bo moja toaletka to nie jest mebel -to kreatywne zastosowanie wnęki kołokominowej. W nowej sypialni nie mam komina, za do mam dużo pochyłych ścian, więc nie mam gdzie postawić szafy i muszę zainwestować w komody, niskie, bo tylko takie się zmieszczą. No i wszystko co mieszkało na toaletce zamieszka na komodach.

Ale dosyć gadania - przedstawiam Wam moją toaletkę, zbudowaną z trzech półek i znalezionego w śmieciach lustra, któremu dorobiłam ramę z płyty pilśniowej:


Tarra! Ubranko na taboret sama szyłam - to jedna z pierwszych rzeczy które uszyłam :) Ta książka to pudełko, na różne ącie do malowania .

Didgeridoo znalezione w śmieciach, a jak :) Tym razem przez mojego Ojca. I karuzela na kolczyki.

A z drugiej strony koraliki na wieszaczku...

I chustki. Powieszone na relingu. Ale wisiały tylko te pasujące kolorystycznie, reszta (niebieskie...) schowane w szufladzie.
No, toaletki to mi żal. Chociaż mało z niej korzystałam, ale jak wyglądała!

piątek, 7 lutego 2014

Zachcianki

W związku z przeprowadzką szykują się zmiany. Domowe zmiany. W sensie w wystroju.

Przede wszystkim dlatego, że mogę.
Poza tym dlatego, że znudziły mi się maki. Ale tylko w sensie wystrojowym.
Prócz tego pokochałam kolor pomarańczowy.
I jeszcze w nowej sypialni nie ma gdzie powiesić Żura gitar, więc muszą zamieszkać w salonie. Gitary są podpalane z białą płytą, więc kolory mają pomarańczowo-czarno-białe.

No i zachciało mi się pasków. Czarno-białej klasyki. Wszystko za sprawą tego kocyka:

Źródło
Ale jeden kocyk na cały pokój to trochę mało, tym bardziej, że wisi on sobie zazwyczaj na oparciu kanapy i czeka zmiłowania, czyli jak mi będzie zimno podczas oglądania filmu. Więc stwierdziłam, że jeszcze mój fotel ubiorę w czarno białe paski. I kupię sobie paskowaty talerz, taki duży, na ciasto.

I jeszcze się zastanawiam, jak wyglądałby drewniany stół, jakby mu blat z wierzchu pomalować w paski? Całą resztę zostawić drewnianą, pomalować tylko samą górę. Ten wygląda fajnie :)

Źródło

czwartek, 6 lutego 2014

Mówczo

Wojtek siedzi na fotelu przy biurku. A raczej daleko od biurka i chce żeby go przysunąć.

Wojtuś: Tu, tu!
Mil: Co chcesz? Przysunąć Cię?
Wojtuś: Tak!
Mil: To musisz powiedzieć "przysuń". Umiesz powiedzieć "przysuń"?
Wojtuś: Nie.
Mil: A co umiesz powiedzieć?
Wojtuś: Siusiu.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Magiczna kraina

Czasem siadam na fotelu, zasłaniam oczy rękami i wyobrażam sobie, ze znajduję się w magicznej krainie.

W tej krainie panuje cisza, a jak już ktoś się odzywa to mówi ludzkim językiem i nie muszę się domyślać, że "cici" znaczy tyle co "jeszcze".
W tej krainie nikt się po mnie nie wspina, nie siada mi na twarzy, nie szczypie mnie, nie wciska mi kończyn pod bluzkę, wszystkich i z każdej strony, ani nie używa mojej bluzki jako bungie.
W tej krainie starsi bracia nie taranują młodszych sióstr, a młodsze siostry nie ciągną starszych braci za uszy.
W tej krainie odcinek serialu ogląda się w całości, a nie podzielony na fragmenty ośmiominutowe z przerwami na niam, pij i be, albo raczej siusiu - od dziś.
W tej krainie nie muszę osiemdziesiąt razy dziennie zamiatać, bo nikt nie wciąga jak mały odkurzacz każdego paprocha, którego znajdzie. A jak już nazbiera się dużo paprochów, to mogę właśnie użyć odkurzacza, takiego prawdziwego, zamiast miotły, bo nikt na jego widok nie zaczyna się trząść ze strachu.
W tej krainie dzieci nie odżywiają się tylko chlebem z masłem, mlekiem i jajkami tylko grzecznie zjadają obiadki zawierające warzywa.

I tak siedzę sobie w tej magicznej krainie jakiś czas, aż jakieś małe rączki nie zabiorą moich dłoni z oczu i jakieś małe usta nie umieszczą na tych oczach, a także nosie, policzkach, czole i brodzie szeregu buziaczków, a potem przeniosą się - te rączki - na moje włosy, by zrobić mi wielki kołtun, który eufemistycznie nazywamy "głaskaniem".

I wtedy już wiem, że wcale a wcale nie jest mi do tej magicznej krainy tęskno.