Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krople. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Krople. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 listopada 2015

Muzyczny top 10 filmów animowanych

Uwielbiam bajki. W sensie pełnometrażowe filmy animowane. Disney, Warner Bros, Dreamworks, 20 Century Fox i co tam jeszcze... Nie przywiązuję się do marki. Za to bardzo przywiązuję się do piosenek. A potem słucham ich podczas gotowania - przy niczym innym jedzenie nie wychodzi tak dobre!

Ostatnio było o gotowaniu, a dziś będzie o muzyce. Przed wami moje bardzo subiektywne top 10 bajek, gdzie jedynym kryterium były piosenki. Jeszcze mała uwaga - piosenka podana pod tytułem jest przykładową, niekoniecznie moją ulubioną, bo czasem ciężko mi wybrać jedną. Inne też lubię, ale nie mogę do notki na blogu wsadzić wszystkich. Innych piosenek z bajek, możecie posłuchać na mojej tworzącej się cały czas (stąd kilka błędów) playliście.

Miejsce 10
Rogate Ranczo


Gdzie pałętają się desperados w poszukiwaniu swych el dorado...

Miejsce 9
Mój brat niedźwiedź


Miejsce 8
Zaplątani


Miejsce 6
Księżniczka i Żaba


Miejsce 5
Tarzan


Miejsce 4
Mulan


Miejsce 3
Magiczny miecz


Miejsce 2
Herkules


Miejsce 1
Książe Egiptu


Są też piosenki pochodzące z filmów, w których w zasadzie ich większej ilości brak... Ale o tym innym razem. Mam nadzieję, że miło się słuchało :)



sobota, 4 lipca 2015

Odmowa dostępu

Nie chce mi się.



Moje dzieci po raz pierwszy od tygodnia zasnęły o normalnej porze, we własnych łóżkach. Nie tak jak dotychczas, umęczone gorącem, przed północą, każde w innym kącie naszego lotniskowca. Stał się cud, tylko taki świecki - o 21.15 mogłam spokojnie i w ciszy wypić herbatę. Nie było Dinopociągu, Hakuny Mataty, Dzwoneczka ani Piłkarzyków. Przez cztery godziny czytałam blogi wnętrzarskie i przeglądałam pinteresta. Czad.

Nie chce mi się. Nie chce mi się nic. Jest mi za ciepło, 

Mam na aparacie milion zdjęć do notek na bloga, ale nie tylko nie chce mi się ich obrobić i tych notek napisać - nawet mi się nie chce zrzucić ich na komputer. Nawet zdjęcie w tej notce jest od Rudej, bo nie chciał mi się szukać własnego.

Nie chce mi się. Kompletnie nic mi się nie chce. 

Miałam wczoraj egzamin, a w poniedziałek idę ostatni raz do szkoły. I mi smutno. Bo ja lubię chodzić do szkoły.

Nie chce mi się. Nic mi się nie chce.

Nieprawda. Chce mi się dreadów. Chce mi się czytać. Chce mi się czegoś spektakularnego. Chce mi się pisać. Chce mi się myśleć. 

Wiec myślę. Myślę, że przestaję się mieścić w skrapowni, bo zbyt wielu rzeczy się nauczyłam. Bo nie mogę się zdecydować, więc mam i papiery, i maszynę do szycia, i filc, i czesankę, i farby, i lalki. A półek coraz mniej... Myślę, jak to poustawiać, żeby się zmieściło, żeby upchnąć gdzieś jeszcze jakąś półkę albo jeszcze lepiej regał.

Więc piszę i mam nadzieję, że będzie z tego coś spektakularnego. Że zrobię rewolucję. Że coś się zmieni.

Więc czytam. Dawno nie miałam takiego urodzaju, odpalam książkę od książki.

Więc kupię sobie dready. Tym razem na tymczasem, żeby i wilk się najadł, i owca przeżyła.

Burza zmyła upał. Jeszcze ja słychać. Jeszcze świeci. Środek nocy, a tu coś takiego. Cudowne, najpiękniejsze zjawisko. Katharsis dla przyrody.


Chyba zrobię sobie wakacje. I będę tylko czytać, pisać i myśleć. Przez jakiś czas nie będę się przejmować.


sobota, 20 grudnia 2014

Nadchodzą takie święta...

U nas już prawie, prawie świątecznie. Ale zbliżające się święta u mnie to wcale nie mycie okien, ubieranie choinki, wieszanie lampek i inne gorączkowe przygotowania. Święta poznać można po tym, że nie męczę się sprzątając, choć sprzątam więcej niż zwykle (albo raczej tyle samo, bo ja się za bardzo nie przejmuję, ale muszę to zrobić w krótszym czasie), po tym, że do każdego posiłu (albo nawet i zamiast) dokładam mandarynki, po tym, że śpiewam kolędy dzieciom na dobranoc i po tym, że kupuję bombki.

Mamy taką rodzinną tradycję, zapoczątkowaną przez moją Siostrę i jej męża, że przed świętami, do tych wszystkich bombek i światełek, które już mamy i które kupiliśmy hurtowo w roku bieżącym kupujemy jeszcze po jednej, specjalnie wyselekcjonowanej, bombce dla każdego członka rodziny. Znaczy każdy sobie wybiera. Moja tegoroczna bombka wygląda tak:


Choinki jeszcze nie mamy, być może ubierzemy ją jutro, więc bombki (które kupiliśmy wczoraj) na razie czekają grzecznie w papierowej torbie, na regale. I kiedy przed chwilą wieszałam pranie, akurat obok tego regału i patrzyłam na tę papierową torbę to mnie naszła refleksja...

Zdarza się w życiu człowieka, że nadchodzą takie święta Bożego Narodzenia, kiedy to co cieszyło jeszcze rok wcześniej traci na uroku. Choinka, chociaż ubrana w te same ozdoby to już nie to samo, sernik i makowiec - cium cium, pyszulka - tracą smak i nie cieszy nawet fakt, że potrafi się już samodzielnie zrobic moczkę. Niby jest tak samo magicznie, niby wszystko jest jak powinno być, a jednak czegoś brakuje. Albo kogoś.

Nie chodzi mi tu o pierwsze święta po śmierci jakiejś bliskiej osoby, która zawsze siedziała z nami w Wigilię przy stole, choć niewątpliwie jest to, że jej brakuje, potwornie smutne, ale nie mam podstaw, żeby się na ten temat wypowiadać, bo czegoś takiego jeszcze szczęśliwie nie doświadczyłam. Chodzi mi o brak zupełnie innego rodzaju.

Ja takiego braku doświadczyłam w Boże Narodzenie 2008 roku. Kiedy, mimo tego, ze wszystko było jak zawsze, okazało się, że to już nie jest tak jak powinno być.

Bo Wigilię powinno się spędzać z najbliższymi, a osoba mi najbliższa była zupełnie gdzie indziej niż ja. I tak to się okazało... Bo niczym była poprzednia Wigilia, ta bez faceta, z którym byłam wcześniej - ot po prostu, zobaczymy się po świętach. Bo niczym były Wigilie bez faceta, którego przez trzy lata tępiłam, żeby nie zauważył, że mi na nim zależy - naturalna kolej rzeczy, każdy ma swoją rodzinę. A w 2008 roku okazało się, że to nie moi rodzice są moją najbliższą rodziną.

Z całego tego dnia pamiętam tylko jedną jedyną chwilę, kiedy stałam w ciemnym salonie w mieszkaniu moich rodziców, oparta o parapet, patrzyłam za okno i rozmawiałam przez telefon z moim ówczesnym chłopakiem, a nawet nieoficjalnym narzeczonym, a teraźniejszym mężem.

Nadchodzą takie święta, po których już sie wie, nawet jesli nie wiedziało się wcześniej. Albo upewnia się, jeśli już wcześniej się wiedziało. I wtedy okazuje się, że miłość tak naprawdę sprowadza się do wspólnego obierania ziemniaków na sałatkę jarzynową. I jest sie w stanie nawet wyjechać za granicę, byle tylko w kolejne Boże Narodzenie obierać te ziemniaki razem.

Już mnie tu aż do 26 grudnia (conajmniej) nie zobaczycie, więc chcę Wam życzyć radości. I żeby wszyscy, z którymi chcecie usiąść przy stole po prostu z wami byli.

środa, 22 października 2014

Obrazy

Jak zamykam oczy... A czasem nie muszę nawet zamykać... Widzę obrazy.

Sfinksy.
Bułka i frankfuterki na ławce.
Ścieżka nad torami.
Piwo w Guga.
Tył siedzenia z autobusie.
Plecak na górnej półce.
Rysy na suficie.
Obskurny pokój do wynajęcia.
Dwa laptopy.
Zielona guma do żucia.
Tagliatelle.
Mury siedziby bractwa rycerskiego.
Bob na ścianie.
Róże - płomyczki.
Korkociąg wbity w ziemię.

Twarz za szybą.
Elektryczne na scenie.
Zielona kurtka.
Niebiesko-biały gmach biblioteki.
Płot Wesołego.
Kormorany.
Drzewo.
Krąg.
Ruda wiewiórka.
Stół w zakrystii.
Korytarz.
Tor na pętli 50.
Dworek.
Kurczak słodko-kwaśny.
Okno tramwaju.
Stadion GKSu.
Nietoperz.
Żółte firanki...

Nie mam ista, nie potrzebuję. Mam to o czym chcę pamiętać przed oczami. A czasem to o czym nie chcę również...

To obrazów czasem dochodzą smaki, czasem uczucia, czasem muzyka.

Najważniejsze, że ostatnia grupa jest najliczniejsza.

17, 19, 26, 13, 17, 25, 31, 17.

Dziękuję.





środa, 27 sierpnia 2014

Dlaczego?

Co się z nami stało?
Dlaczego tak się stało?
I czym sobie na to zasłużyłyśmy?

Sępy znów przyleciały. Zmieniły IMIĘ. Krążą i krzyczą. Mieli być ci sami muszkieterowie. Nie ma żadnych muszkieterów. Rodzynków i Orzechów. Nie ma.

Umiesz powiedzieć mi dlaczego? Potrzebuję tego. Potrzebuję odpowiedzi na to pytanie. Jeśli znasz ją to się podziel. Chętnie posłucham.


Aj nid ju, K.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Bo ładne

Zapewne już to widzieliście, ale jest tak ładne, że nie mogę sobie odmówić umieszczenia tego tutaj:



A jak ktoś ma ochotę zrobić coś miętowego to zapraszam tutaj.

wtorek, 12 sierpnia 2014

20

W zamieszaniu ospowo-przyjazdowo-wycieczkowo-sprzątaniowym zapomniałam o dwudziestej rocznicy śmierci Ryśka i o naszej corocznej tradycji. Nie obejrzeliśmy Skazanego...

Dlatego tutaj fragment przy którym zawszę płaczę, ile razy bym nie oglądała. Macie, też sobie popłaczcie:



I pamiętajcie, żeby marzyć, bo jak człowiek nie marzy - umiera.

czwartek, 10 lipca 2014

Godzina duchów

Przed chwilą dostałam maila od kogoś, kogo ostatni raz widziałam jak miałam może 8 lat... Czyli prawie 20 lat temu.

Od kogoś, kto wyjechał wtedy do Stanów Zjednoczonych, co ja, małe dziecko, strasznie przeżyłam, choć widywałam tego kogoś jedynie raz w roku. Ale ten wyjazd zwiastował to, że już nigdy się nie spotkamy.

Ten ktoś był dla mnie zawsze niedoścignionym wzorem.
Ten ktoś - prawdopodobnie nieświadomie - uformował w pewnym stopniu to kim dziś jestem.
Ten ktoś, choć jak najbardziej realny, wydaje mi się być zupełnie z innego świata.

Popłakałam się ze wzruszenia, jak przeczytałam tę wiadomość. Przeczytałam, że mnie pamięta, że postara się wesprzeć, że się cieszy i że się o mnie modli. Teraz boję się odpisać, bo nie wiem czy nie zniknie!

Ten ktoś to Ciocia, która na wczasach rodzinnych, na które jeździłam z moimi rodzicami, prowadziła zajęcia biblijne dla dzieci. Najlepsze jest to, że pamiętam tylko jedne takie! Historię o Jonaszu, podczas opowiadania której stół przykryty ciemną narzutą był wielką rybą, w której brzuchu siedzieliśmy.

To ona mnie zainspirowała.
To ona pokazała mi, że można inaczej niż wszyscy.
To ona pokazała mi, że uczenie dzieci i opowiadanie im o Bogu i Biblii to przede wszystkim wielka radość.
To ona, ośmioletniemu dziecku, zaszczepiła chęć przekazania tego dalej.

A teraz do mnie pisze. Odpowiedziała na wiadomość, którą wysłałam do jej męża, bo na nią nie mogłam znaleźć namiaru. Odpowiedziała i jest realna.

Już nie plasuje się między dziadko-wujkiem Waldkiem, zmarłym gdy byłam w gimnazjum, a Józefowem, w którym spędzałam wakacje od urodzenia do około 9 lat. Jest prawdziwa. Jest tu i teraz.



niedziela, 22 czerwca 2014

Gdzie oni są?

Do napisania tej notki zainspirowały mnie moje ulubione kolczyki, które dziś cały dzień noszę. Idąc za inspiracją, zebrałam po całym domu miskę pełną różnych rzeczy... Sentymentalnych drobiazgów:


Kolczyki to Ewelina. Poznana na basenie, w wieku 9 - chyba - lat, przyjaciółka od wakacyjnego obozu w roku 1999. Chociaż kontakty nam się trochę rozrzedziły, nadal przyjaciółka.
List od Poli. Najbardziej poetycki list jaki w życiu dostałam. Przyjaciółka jednego sezonu, ale sezonu intensywnego.

Włóczykij to Kokos. Ruda wariatka, bezpośredni powód mojego małżeństwa, straszna maruda, ale i tak ją kocham.

Wiersz napisany przez Orzecha. Już dawno nie-przyjaciółka, ciągle bolesna historia.

Zaproszenie na ślub Karli. To dziewczyna która zna mnie jak mało kto, a z którą widziałam się dwa razy podczas ośmioletniej znajomości, ostatnio dwa miesiące temu.

Kartka z Hiszpanii od Bena. Wielkie nadzieje, wielkie niezdecydowanie, wielkie błędy i rozczarowania, ale też wielka przyjaźń i wiele godzin rozmów. Było, minęło.

Gniazdko z dredów to Dona. Niedawno obchodziłyśmy dekadę związku opartego na muzyce, jednym mózgu i szalonej miłości.

Szyszka w kształcie róży to mój Mąż - prezent na pierwszą rocznicę ślubu.

Wreszcie obrazek z murzynką i czerwona ławeczka. Moja Siostra, bo siostry są szczególne, szczególnie moja.

Brakuje jeszcze Martyny - przyjaźni intensywnej, czasem graniczącej z nienawiścią, ale ciągle żywej i niesamowicie szczerej. Wszystkie pamiątki po niej zostały w Polsce, nie mam pojęcia dlaczego.

Przydałoby się też coś po Kalinie, ale zupełnie nie mam. To przyjaźń, która - choć wielka - odeszła w niepamięć wcześniej niż zaczęła się większość tu wspomnianych.

W sumie, bilans wychodzi na plus: na jedenaście przyjaźni w moim życiu próby czasu nie przetrwały tylko cztery. Myślałam, że gorzej to wygląda :) Czasem warto zrobić życiowe podsumowanie, od razu człowiek robi się szczęśliwszy.

Dziękuję Przyjaciele. Byli i obecni. Ale bardziej dziękuję obecnym.

sobota, 29 marca 2014

Monochromatycznie i kolorowo

Ostatnio się tu u mnie jakoś dzieciowo i gadająco zrobiło, więc dziś coś zupełnie innego :)

Lubię monochromatyczne zdjęcia. Zachwyca mnie zdjęcia białego przedmiotu na białym tle, mozaiki z kilku czerwonych rzeczy, zbliżenie na niebieski materiał, jednokolorowy krajobraz albo garść żółtych drobiazgów. Zbieram sobie takie zdjęcia na pintereście i mam. Czasem włączam i się zachwycam, bo "w kupie" wyglądają jeszcze piękniej. Jeśli kiedyś będę miała pracownię to jedną ścianę wytapetuję sobie takimi zdjęciami ułożonymi według kolorów poprzeplatanymi próbnikami farb. A dziś w ramach akcji Podziel się pięknem, którą właśnie wymyśliłam ( :D ) pokażę Wam kilka moich ulubionych, znalezionych na pintereście i tam przypiętych zdjęć. Po jednym z każdego koloru.

(Kolory są podlinkowane do moich pinterestowych tablic)

Biały:

Czarny:

Źródło
Czerwony:

Źródło
Pomarańczowy:


Żółty:

Sygnowane przez tą panią.
Zielony:

Źródło

Niebieski:

Źródło

Fioletowy:

Źródło

Różowy:


Brązowy:

Źródło
I jeszcze - w ramach bonusu, to co lubię najbardziej. Też najlepiej grupowo, ale dla was tylko jeden z wielu:

Źródło
Jakby ktoś chciał też się podzielić pięknem ze mną to zapraszam :) Komentarze stoją przed Wami otworem. Jak chcecie się przyłączyć do akcji na własnym blogu - będę zaszczycona :) Bo piękno jest... piękne!

poniedziałek, 3 lutego 2014

Magiczna kraina

Czasem siadam na fotelu, zasłaniam oczy rękami i wyobrażam sobie, ze znajduję się w magicznej krainie.

W tej krainie panuje cisza, a jak już ktoś się odzywa to mówi ludzkim językiem i nie muszę się domyślać, że "cici" znaczy tyle co "jeszcze".
W tej krainie nikt się po mnie nie wspina, nie siada mi na twarzy, nie szczypie mnie, nie wciska mi kończyn pod bluzkę, wszystkich i z każdej strony, ani nie używa mojej bluzki jako bungie.
W tej krainie starsi bracia nie taranują młodszych sióstr, a młodsze siostry nie ciągną starszych braci za uszy.
W tej krainie odcinek serialu ogląda się w całości, a nie podzielony na fragmenty ośmiominutowe z przerwami na niam, pij i be, albo raczej siusiu - od dziś.
W tej krainie nie muszę osiemdziesiąt razy dziennie zamiatać, bo nikt nie wciąga jak mały odkurzacz każdego paprocha, którego znajdzie. A jak już nazbiera się dużo paprochów, to mogę właśnie użyć odkurzacza, takiego prawdziwego, zamiast miotły, bo nikt na jego widok nie zaczyna się trząść ze strachu.
W tej krainie dzieci nie odżywiają się tylko chlebem z masłem, mlekiem i jajkami tylko grzecznie zjadają obiadki zawierające warzywa.

I tak siedzę sobie w tej magicznej krainie jakiś czas, aż jakieś małe rączki nie zabiorą moich dłoni z oczu i jakieś małe usta nie umieszczą na tych oczach, a także nosie, policzkach, czole i brodzie szeregu buziaczków, a potem przeniosą się - te rączki - na moje włosy, by zrobić mi wielki kołtun, który eufemistycznie nazywamy "głaskaniem".

I wtedy już wiem, że wcale a wcale nie jest mi do tej magicznej krainy tęskno.


wtorek, 21 stycznia 2014

Czego słuchasz?

Pamiętam te piękne czasy kiedy w ten sposób zagajało się rozmowę... A nie "ile ma? Już ząbkuje?" Moja ma 9 i pół miesiąca i może nawet ząbkuje ale efektów nie widać. A wracając do Ezopa - czy kiedykolwiek zastanawialiście się skąd pochodzi to czego słuchacie? W zasadzie większość współczesnych gatunków muzycznych wywodzi się z rock&rolla, który wywodzi się z country, które wywodzi się z muzyki westernowej, która wywodzi się z muzyki celtyckiej...

Tak czy owak, komuś się chciało i zbadał pochodzenie wszystkich istniejących gatunków muzycznych. A potem ktoś zrobił z tego piękną animację, która serdecznie polecam:
Click image to see the full interactive music graphic(via Concert Hotels).

czwartek, 23 maja 2013

Maj w szklance

A właściwie w dwóch szklankach. Po nutelli.

Trzymam go (tego maja) na stole. I mi pachnie...

Konwalie uratowałam przed śmieciami, które moja sąsiadka zostawia w ogródku... Znaczy w  na takim wybetonowanym kawałku między płotem a domem zostawia śmieci, a konwalie rosły przyduszone przez irysy na kawałku ziemi między betonem a płotem. To wyciągnęłam - niech mają śmierć w sympatyczniejszym otoczeniu- w moim salonie, na świętym stole.

Bez ukradłam. po chamsku, w biały dzień, z cudzego ogródka.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Na poprawę humoru :D

Właśnie odkryłam. Znaczy odkryłam czego powinnam szukać, żeby znaleźć tę piosenkę. I odkryłam, że to Pogodno. Ale dla was wersja filmowa, bo można sobie na Żebrowskiego popatrzeć:


sobota, 2 lutego 2013

Obejrzałam.

Les Misérables w sensie.

Piękne.

Dla tych, co jeszcze nie widzieli - jedna z piosenek po polsku, proszę bardzo:



Niestety bez początku, ale najlepsza wersja jaką znalazłam.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Niedziela jedenasta - wróciłam! I coś na dobry początek tygodnia.

Chciałoby się rzec - nareszcie!Tak, wreszcie znów chodzimy do kościoła i nie muszę butów ściągać, to i ubrać mi się chce. Coś czuję, że mój projekt będzie trwać nie rok, ale co najmniej dwa lata, bo mi regularność siada.

Ale nic to - jest niedziela, jest i stylizacja. Zdjęcie ruszone, bo nie można z lampą robić, a ciemno było. Ale co ma być widać to jest:

Sukienka dostana od siostry, buty takoż. Rajstopy - Primark, chustka - Camden Town, kolczyki tak stare, że najstarszych górali pamiętają.

A na dobry początek tygodnia proponuje odsmażane naleśniki z musem jabłkowym i (prawdziwe!) kakao :)


wtorek, 6 listopada 2012

Inspiracja na wtorek - Camden Town

Byłyśmy dziś - we trzy (ja, Siostra moja i Siostrzenica, też moja) plus Wojtuś na Camden Town, czyli w najcudowniejszym miejscu w Londynie. Trochę się pogapiłyśmy, trochę nawet kupiłyśmy i stwierdziła, że to miejsce jest nad wyraz inspirujące...

Na przykład takie indiańskie, znaczy indyjskie ( :D ) sklepy:








Piękne, prawda?

I tak sobie pomyślałam... Ze może jak się w końcu przeprowadzimy, biorąc pod uwagę, że moje dziecko odmówiło spania z rodzicami (śpi spokojnie tylko dopóki któreś z nas nie przyjdzie do łóżka - potem mu za gorąco, niewygodnie i nie-wiadomo-co-jeszcze, i niech nas ręka boska broni, żebyśmy go przypadkiem nie przytulili! Wczoraj w nocy przeniósł się spać na podłogę... Dziś śpi po raz pierwszy na własnym materacyku, oddzielonym od naszego... Mamusia jest smutna, chlip, chlip...) to może w tkaniny, oświetlenie i dodatki do sypialni zaopatrzymy się u Indian? Tylko jeszcze nie wiem co mój Mąż na to.