środa, 30 marca 2011

Różowo

Rzeczy należące do mojego męża w wykonaniu Nika są "ziulowe", od "Żuru". Rzeczy różowe, z powodu tego, że Niko przestawia sylaby w niektórych słowach też są "ziulowe".

No i potem biedne dziecko jak chce coś powiedzieć to musi tłumaczyć:

Niko (do babci): Fajny masz telefon. Ja też mam. Ziulowy. Znaczy nie ziulowy tylko nikowy ziulowy.

albo:

Paulinuś: O jaka fajna noga, różowa.
Niko: No, ziulowa. Znaczy nie ziulowa tylko nikowa.

Ciężkie jest życie trzylatka.

niedziela, 27 marca 2011

Niesprawiedliwe

Ja się tek nie bawię. To jest w ogóle bez sensu. I jakim prawem? Co ona sobie w ogóle myśli?

Jak miała pięć lat to na dobranoc śpiewałam jej piosenki Akurata. Jak miała jedenaście to opowiedziałam jej o anarchii, zrobiłam systematykę sznurówek, oddałam własną kurtkę skórzaną i glany, a także kultowe kraciaki rurki w kolorze czerwonym. Miało być tak pięknie. Słodki mały punczek rósł pod moimi skrzydłami, aż tu nagle...

Aż tu nagle okazało się, że Młoda ma już lat dwanaście, pożycza płyt od mojego męża metala, uważa, że kultowy-jak-wiadomo-co plecak typu kostka jest kultowy-jak-wiadomo-co, chociaż nie używa takich słów i marzy o koszulce Metallicy.

No i gdzie ten mój mały suodki punczek? Gdzie uwielbienie dla kraciaków, wyznawanie anarchii utopijnej i bunt przeciwko systemowi? Ja nie mówię, że ona od razu ma chcieć zrobić sobie irokeza (osobiście nigdy irokeza nie miałam co nie przeszkadzało mi być w sercu punkiem), ale ona zaraz zacznie nosić tylko czarne ubrania!

To niesprawiedliwe. Niech sobie własną siostrzenicę wychowa jak chce mieć metala, a nie podkrada moją ten mój zuy mąż.

Dobrze chociaż, że jej braciszek (lat trzy) maluje irokezy zeberkom w kolorowance. Jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja.

sobota, 26 marca 2011

Dźwigowo

Żuru: Niko, co robisz?
Niko: Dźwig.
Żuru: Ale to nie są części dźwigu. To są części tego statku, on spadł i się rozwalił, wiesz?
Niko: Czy to wąga* jak statek? Nie.


*wygląda

piątek, 25 marca 2011

Terapia

Mam na imię Mila...

Cześć Mila...

... jestem w ósmym miesiącu ciąży i od pewnego czasu odżywiam się truskawkami. A dziś o dwunastej w nocy gotowałam makaron typu fusilli, bo zachciało mi się makaronu z mlekiem.

niedziela, 20 marca 2011

czwartek, 17 marca 2011

Po co się pisze bloga

Czytałam dziś, zakopanego gdzieś głęboko w odmętach Onetu, mojego starego bloga. Takiego co to go prowadziłam od października 2006 do kwietnia 2009. Dwa i pół roku - kawał czasu. Teraz blog jest kompletnie niedostępny dla mnie, przez porzucenie pozbawiłam się możliwości skasowania go bądź ingerowania w zawartość. Siedzi sobie w tym Onecie cichutko, ale jakoś mnie tak dziś wzięło, żeby poczytać sobie jakie były moje początki w sieci.

Założyłam pierwszego bloga po to, żeby sprawdzić po co ludzie piszą blogi. Już wiem. Po to samo po co piszą pamiętniki - żeby po kilku latach (w moim przypadku po pięciu) zobaczyć jacy byli te ileśtam lat wcześniej.

Pamiętniki mi jakoś nigdy nie wychodziły.

Blog mi wyszedł i wychodzi od 5 lat.

Szczęśliwie w połowie mojej blogowej drogi zmieniłam adres i nawet najstarsi norwescy górale nie pamiętają już jaki był ten poprzedni, bo jakby pamiętali to by tam straszne rzeczy przeczytali.

Bo ja nie wiem dlaczego, ale w 2006 i 2007 roku byłam strasznie poważna i pompatyczna. I się ludzi strasznie czepiałam. No straszne. Żenada.

Teraz się staram, żeby to co piszę było jakoś w miarę zabawne, albo przynajmniej miłe... Ej, wychodzi mi? Bo jak za kolejne pięć lat stwierdzę, że w 2011 byłam pompatyczna to się załamię.




A tak poza tym to się muszę pochwalić, że mam osobistą huśtawkę. Albo raczej chustawkę, bo to huśtawka zrobiona z chusty. Marzenie poniekąd spełnione :)

wtorek, 15 marca 2011

Oszronieni

Moja Musia słynna jest z tego, że ma w domu chłodnie. Bo jej zawsze duszno i co chwile otwiera okno, żeby się przewietrzyło i było czym oddychać. I robi to niezależnie od pogody. Znaczy trzaskający mróz też jej nie powstrzymuje - po prostu otwiera, choćby było i minus pięćdziesiąt, a rodzinie obecnej każe się ubierać albo przykrywać.

W związku z tym mój Szfagier powiedział kiedyś, że zawsze myślał, że Tate jest już siwy, ale teraz wie, że to po prostu szron.

No a teraz, z powodu Wojtusia, który mnie grzeje ciążowo to mnie jest ciągle duszno i gorąco. W związku z tym sypiam przy otwartym oknie i odkryta, a jak otworzy się drzwi do naszej sypialni to chłód roznosi się na całe schody. A Żuru-mąż, jako, że tkankę tłuszczową ma tylko na... Nie, nigdzie nie ma, to marznie. I jakby ktoś podsłuchiwał pod drzwiami w nocy to by usłyszał:

Żuru: Zzzzzzzimnooooo miii... Zamknij to okno... Daj się przytulić...
Mil: Odsuń się, gorąco mi, duszno... No, Żuru! Chcesz, żebym się udusiła?

No i tak sobie myślę, że jak szybko wiosna nie przyjdzie to mi się Żuru szronem pokryje też. A może już się pokrył, tylko po jego teściu to widać, bo ma ciemne włosy, a Żuru blondyn to nie zauważyłam?

Dobrze, że mamy w sypialni wykładzinę dywanową, bo u moich rodziców, na panelach, to się i ślizgawka z tego zimna robi...

poniedziałek, 14 marca 2011

Urlopy

Dziś jest oficjalny pierwszy dzień mojego urlopu macierzyńskiego. Siedzę w domu już od miesiąca, bo wcześniej wykorzystywałam mój zaległy urlop zwykły. No ale teraz jest inaczej - w końcu teraz to macierzyński. Nawiasem mówiąc to strasznie w tym kraju rozpieszczane te młode matki są - pomyślałby ktoś kiedyś w Polsce o tym, żeby płatny urlop macierzyński na jedno dziecko trwał 39 tygodni (plus 13 tygodni bezpłatnego) i żeby możliwe było wzięcie go już 11 tygodni przed przewidywanym porodem? W Polsce na jedno dziecko przysługuje połowa tego czasu i nikomu nie pyli się brać go wcześniej, bo potem czasu z dzieckiem zostaje mu tyle co nic. Albo idzie na wychowawczy i baj baj pieniążki. A jak wróci z wychowawczego to baj baj praco. Gdybym poszła na urlop macierzyński 14 marca w Polsce to do pracy wróciłabym najpóźniej 1 sierpnia. A tak - wracam 13 marca 2012. Nooooo, mogę wcześniej, ale do 13 marca moja praca musi na mnie czekać. I to jest fajne.

A Młody wcale nie zdaje sobie sprawy, że jego matka jest już na urlopie macierzyńskim. Skacze tak samo jak wtedy gdy byłam na zwykłym. W sumie nie interesuje go, z jakiego powodu, byle się matka nie przemęczała, bo jak się przemęczy to protestuje i się stawia. Dba o matkę, hehe.

sobota, 12 marca 2011

O chorobie zwanej chrześcijaństwem i biednych dzieciach, niekoniecznie z krajów trzeciego świata.

Na popularnym portalu społecznościowym, wśród znanych mi chrześcijan należących do kościołów charyzmatycznych od jakiś dwóch dni, może trochę dłużej krążą filmiki pokazujące trzylatka (około), który recytuje księgi biblijne po kolei, odpowiada na pytania dotyczące historii biblijnych i mówi z pamięci modlitwę "Ojcze Nasz".

No i, o ile rozumiem, że maluch może opowiadać historie biblijne, bo go rodzice zamiast bajek nimi karmią, to zastanawiam się ile trzylatek zrozumie z "Ojcze Nasz"? Albo po co uczyć trzylatka ksiąg na pamięć? Biedne dziecko.

A już najbardziej mnie dobija chwalenie się tym na portalu społecznościowym. "O, jaką mamy fajną małpkę, i skacze przez obręcze!"

A idąc dalej - wszyscy się tym zachwycają! Czy nikt nie widzi, że to dziecko ma zwyczajnie głupich rodziców? Toż to jest chore!

A mój trzyletni siostrzeniec ostatnio nauczył się wierszyka i mówi: "Nie pokazuj języka bo krowa nasika ciebie!" Jakaż ta moja rodzina nieduchowa jest!

wtorek, 8 marca 2011

Nuuuuuuda...

Nuuuuudzę się...

Siostra moja w Polsce, już od dwóch tygodni i jeszcze przez ponad dwa.
Zabawny trzylatek też w Polsce, razem z mamusią swą.
Mąż głównie w pracy, bo chwilowo ciągnie dwa etaty.
Szfagier też w pracy, a jak wraca to z córką albo i bez córki filmy ogląda.
Relka w szkole, a jak wraca ze szkoły to wisi na telefonie.
A do tego jeszcze ja od trzech tygodni nie pracuje.

W związku z tym zajmuje się głównie czytaniem, praniem, zmywaniem i siedzeniem w sieci.

Dwa dni temu osiągnęłam taki stan, że już nie mam co w tej sieci robić. Wchodzę na facebooka, a tam nuda. Wchodzę na jedno forum, a tam nuda. Wchodzę na pocztę, a tam nawet spamu nie ma. Przeczytałam i obejrzałam już wszystko co znajduje się w necie na temat: ciąży, porodu, karmienia piersią, noszenia w chuście, wychowania bezpieluchowego, kąpieli niemowlęcia w tummy tub, idiotycznej, pseudonowatorskiej metodzie karmienia niemowląt BLW i rodzicielstwie bliskości.

Zostawało mi tylko grać w kulki.

Dziś osiągnęłam stan, w którym już nawet granie w kulki mi się nudzi.

Czuje się tak:

piątek, 4 marca 2011

Skojarzeniowo znów.

Tym razem strona z albumu mojej siostry, skojarzenie do tego. I jakoś mi się ta jej noc sennie skojarzyła:



U niej musi być cytat z piosenki, więc jest z "Rozkołysanki" Farben Lehre:

Niech ci się przyśni wyspa róż, tylko zaśnij...

czwartek, 3 marca 2011

Huś...

Chciałabym mieć huśtawkę. Najlepiej taką powieszoną na gałęzi drzewa. Deska, cztery sznurki. Muszą być cztery, splecione w dwa, inaczej huśtawka jest niestabilna. Taką, jak jest na terenie ośrodka w Wiśle-Gościejowie. Albo raczej była, nie sądzę, żeby po tylu latach jeszcze tam wisiała. Pewnie już się rozpadła w drzazgi...

Albo chciałabym mieć hamak. Powieszony między dwoma drzewami. Z grubego płótna. Taki, jak wisiał w Żelaznie.

Mógłby też być fotel na biegunach. Ale zero nowoczesności, najlepiej taki z giętego drewna, w plecionym siedzeniem i plecionym oparciem. Taki, jak stał w dużym pokoju w domu Reni, mojej koleżanki z podstawówki, do której przychodziłam się bawić.

Albo takie łóżko bym chciała mieć:



Pohuśtać bym się chciała. Na własnym sprzęcie huśtającym. Takim, do którego nie muszę iść przez park. Takim, który mogłabym mieć na wyciągnięcie ręki, nogi i innych części ciała. Takim, w okolicy którego nie będą się plątać żadni obcy ludzie. Moim osobistym.