wtorek, 26 stycznia 2010

Śrubka

Paulinuś (o kręcącym się i skaczącym Mikołajku): Muszę wsadzić moją Śrubkę do wanny.
Żuru: Śrubka to forma larwalna metala?

niedziela, 24 stycznia 2010

Koraliki dla Angeliki.

Jedna Angelika miała urodziny.

W związku z tym dostała od nas prezent. Moja siostra zrobiła dla niej karteczkę, a ja koraliki.

Oto one:
W tle pudełko na koraliki, również ręcznie robione, przeze mnie.

środa, 20 stycznia 2010

Lepszy niż siłownia

Każdy pamięta (chyba) z gimnazjum albo liceum, bo w podstawówce takiego burzujstwa nie było, lekcje wuefu spędzane w siłowni. Pamięta każdy? No. Jak pamięta to zapewne pamięta też takie coś na czym ćwiczący się kładł ze zgiętymi nogami spuszczonymi w dół, pozakładanymi za takie różne wałki. Górny wałek przytrzymywał kolana, a dolny wałek podnosiło się na kostkach. Nie mam pojęcia jakie partie mięśni się w ten sposób ćwiczy, ale coś takiego jest.

Na siłowni nie byłam od gimnazjum, bo z liceum miałam zwolnienie z wuefu. Nie mniej jednak całkiem niedawno znów zaczęłam ćwiczyć te partie ciała. Stało się to za sprawą mojego dwuletniego siostrzeńca, który od pewnego czasu potrafi skakać. Oczywiście skakanie sobie a muzom to znikoma frajda, więc Mikołajek preferuje skakanie w towarzystwie. Towarzystwem jest każdy kto tylko leży bądź siedzi na łóżku w ten sposób, że poza krawędź materaca wystają jego nogi gdzieś do połowy łydek. Wtedy Młody wiesza się na tychże i skacze.

15 kilo uwieszone na łydkach. Mięśnie pracują. I jest lepiej niż w siłowni, bo przynajmniej dziecko ma radochę.

Zimno


Na dworze zimno. Wszak styczeń. I paskudnie. I ile razy wychodzę z domu to mi sie odechciewa wszystkiego. Gdyby tak już przyszło lato...

No ale do lata daleko. A z półki uśmiecha się album siostrzany, znaczy taki co to siostrze zrobiłam, letni. Nadmorski. Może jak go tu zaprezentuję to lato przyjdzie szybciej?


Okładka:

I środeczek:

Spacery wieczorne...
Podziwianie foczek...
Plażowanie...


I wygłupy:



Faaajnie było... Ja też tam byłam, choć mnie nie ma na zdjęciach. Ale to w końcu nie mój album.

Tak bym chciała robić już następny letni album... Lato, pośpiesz się, co?

czwartek, 14 stycznia 2010

Japonki

Miałam kiedyś kolegę, nazwijmy go B . Ten kolega miał kolegę, nazwijmy go Z. I ten kolega kolegi, czyli Z., jak przyszła moda na japonki, klapki takie, to latem chodził tylko w takowych. A ten mój kolega, czyli B. się nabijał z Z., że niby japonki niemęskie są.

Osobiście nie zauważyłam, żeby były niemęskie. Stwierdziłam, że kolega B. nieprzyzwyczajony do widoku, bo zazwyczaj to w japonkach tylko dziewczyny chodzą, ewentualnie kobiety, a tu nagle jego najlepszy kumpel mu coś takiego robi. I, że japonki u mężczyzn widuje się od niedawna, to tym bardziej nieprzyzwyczajony.

A dwa dni temu oglądałam stare zdjęcia. I na jednym był mój własny osobisty ojciec, zwany na blogu Tate, w młodości, w japonkach!

Japonki u mężczyzn nie są nowością. I na pewno nie są niemęskie. O.

środa, 13 stycznia 2010

Wizyta teściowej prawie jak przeprowadzka

Sprzątałam dziś u jednej miłej pani. Miła pani na wstępie poinformowała mnie, że zadzwonili po firmę, ponieważ nazajutrz przyjeżdża mama jej chłopaka. Słowa te, połączone z listą rzeczy do zrobienia i ilością środków czystości, które zobaczyłam wywołały u mnie niezwykle dobry humor. Poinformowałam - z uśmiechem - miłą panią, że rozumiem co to znaczy jak przyjeżdża mama chłopaka i wzięłam się do roboty. Domiszcze było ogromne i sprzątnięte po wierzchu, a przyszła teściowa na pewno będzie zaglądać w kąty, więc zajęło mi to pięć godzin. Po trzech godzinach zadzwoniła do mnie szefowa z zapytaniem czy już skończyłam. Jak odpowiedziałam, że jeszcze nie i jeszcze mam trochę roboty, zapytała czy to jakaś przeprowadzka. Odpowiedziałam, że nie, że jedynie teściowa przyjeżdża. Zrozumiała. Ciekawe, co te teściowe w sobie mają...

Moja teściowa (przyszła) zaprosiła moją Musię na omawianie ślub i wesela-którego-nie-będzie na niedzielne popołudnie. Biedna Musia. Biedna teściowa też, bo może liczy jeszcze na to, że przejdzie jakiś jej pomysł... Ja mam na szczęście daleko.

Swoją drogą to chyba dobrze, że jesteśmy daleko, bo mamusia Narzyczonego nie musi patrzeć na to jak jej się synek znarowił i się z sekciarzami spoufala. Przynajmniej codziennie nie musi. I tak zobaczy w kwietniu...

niedziela, 3 stycznia 2010

Na początek...

... roku. I na początek pokazywania światu co wyskrapowałam.

Album całoroczny, na rok 2010, pusty w środku, wszak rok się dopiero zaczął. Przyznam od razu, pomysł zgapiłam od Tores. No bo cóż zrobić, kiedy spotkałam u niej taki genialny pomysł... No to wprowadziłam cudzy pomysł w życie własne. Za rok, jak już wkleję zdjęcia to zapewne znajdzie się tu jeszcze raz. Chyba, że zapomnę.

To. To teraz zdjęcia. Ta-rrra:



Miesiące - od końca... Bo Szanowny Blogger tak chciał.











I okładka:



O.