środa, 13 stycznia 2010

Wizyta teściowej prawie jak przeprowadzka

Sprzątałam dziś u jednej miłej pani. Miła pani na wstępie poinformowała mnie, że zadzwonili po firmę, ponieważ nazajutrz przyjeżdża mama jej chłopaka. Słowa te, połączone z listą rzeczy do zrobienia i ilością środków czystości, które zobaczyłam wywołały u mnie niezwykle dobry humor. Poinformowałam - z uśmiechem - miłą panią, że rozumiem co to znaczy jak przyjeżdża mama chłopaka i wzięłam się do roboty. Domiszcze było ogromne i sprzątnięte po wierzchu, a przyszła teściowa na pewno będzie zaglądać w kąty, więc zajęło mi to pięć godzin. Po trzech godzinach zadzwoniła do mnie szefowa z zapytaniem czy już skończyłam. Jak odpowiedziałam, że jeszcze nie i jeszcze mam trochę roboty, zapytała czy to jakaś przeprowadzka. Odpowiedziałam, że nie, że jedynie teściowa przyjeżdża. Zrozumiała. Ciekawe, co te teściowe w sobie mają...

Moja teściowa (przyszła) zaprosiła moją Musię na omawianie ślub i wesela-którego-nie-będzie na niedzielne popołudnie. Biedna Musia. Biedna teściowa też, bo może liczy jeszcze na to, że przejdzie jakiś jej pomysł... Ja mam na szczęście daleko.

Swoją drogą to chyba dobrze, że jesteśmy daleko, bo mamusia Narzyczonego nie musi patrzeć na to jak jej się synek znarowił i się z sekciarzami spoufala. Przynajmniej codziennie nie musi. I tak zobaczy w kwietniu...

3 komentarze:

  1. co ja wychowałam!?!?!?

    OdpowiedzUsuń
  2. MAUPO! Masz bloga o przygotowaniach do ślubu a JA O TYM NIE WIEM? Zemszczę się, tylko najpierw muszę tu wszystko przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  3. No mam... Ale mi kiepsko pisanie tu idzie... Nie mścij się, co?

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)