Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dijalogi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dijalogi. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 17 lipca 2016

Jak ciocia!

I.
Lusia: Mogę pobiegać?
Mil: Możesz. Możesz też iść na trawkę jak chcesz.
Lusia: Nie mogę. Bo mnie gołębie zjedzą.
Mil: One raczej nie jedzą małych dziewczynek...
Lusia: Jedzą, jedzą...

II.
Wojtek: To jest Zog. Taki smok, co utknął w drzewie i dziewczynka mu pomogła. Nie lubię tej książki.
Mil: Czemu?
Wojtek: Bo jest krótka.

I tym optymistycznym akcentem chcę sie z Wami pożegnać. Już od jakiegoś czasu nic się tu nie pojawia, anie chcę ciągnąć tego na siłę i zostawiać niezamkniętych spraw. Być może raz na jakiś czas zapiszę tu jakiś odkrywczy dijalog moich dzieci, ale na regularność nie ma co liczyć.

Jakbyście za mną tęsknili to możecie mnie znaleźć na Instagramie TU albo TU.
Do zobaczenia!

poniedziałek, 28 marca 2016

Na obczyzny łono

W Polsce byłam.
Włosy obcięłam.
Spadku się pozbyłam.
Pochorowałam sobie.
Przyjaciółki odwiedziłam.
Nowości w Kato pooglądałam.
Nad ojczyzną popłakałam.

Wróciłam.

Przywiozłam wam widok na Spodek z dachu Międzynarodowego Centrum Konferencyjnego czy jak to się tam nazywa:



I jeszcze wam mogę pokazać jak teraz wyglądam, chcecie?

Przy okazji Kokos w całej okazałości.

Jeszcze a propos Śląska:

Lusia chce jakąś zabawkę, którą bawi się Wojtek.
Żuru: Ale to jest od Wojtka.
Lusia: To nie jest od Wojtka, tylko od babci.
Żuru: Bo babcia dała to w prezencie Wojtkowi i teraz jest od Wojtka.
Lusia: Ale Wojtek tego nikomu nie daje...
No i weź, spróbuj nadążyć za hanysem...


sobota, 6 lutego 2016

Usypianie w trzech aktach II

Akt I
Wojtek kumka.
Mil: Wojtek przestań.
Wojtek: Ale jestem żabą.
Mil: Jak jesteś żabą to zaraz pójdziesz spać do stawu.
Wojtek: Ale tu nie ma stawu.
Mil: To do kałuży.
Wojtek: Jasne! Może mnie wyrzuć na ulicę, żeby mnie auto przejechało!

Akt II
Wieczorem dzieci oglądały Minionki.
Wojtek: teraz chcę o Gru!
Mil: teraz to idziemy spać, o Gru będzie jutro.
Wojtek: Ja chcę o Gru... Dek! Taki z warzywami!
Mil: Wojtek, ale ja nie umiem uprawiać warzyw...
Wojtek: To pójdziemy na farmę i rolnik nam powie. Ja będę wsadzać nasiona, a Lusia będzie podlewać...

Akt III
Wojtek bawi się nową żabą...
Mil: Czy ta żaba mogła by już przestać kumkać? Połóż ją już spać, jest noc!
Wojtek: Mamusiu, nie wiesz, że żaby to zwierzęta nocne?

niedziela, 17 stycznia 2016

Usypianie w trzech aktach

Akt I

Lusia się modli: Panie Bogu, dziękuję za naszą rodzinę (tu wymienianie), wszyscy naraz! Amen! Aloha!

Akt II

Lusia gada zamiast spać.
Mil: Lusia, ja idę spać, zasnę pierwsza.
Lusia: Nie! Ja będę pierwsza!
Chwila ciszy...
Lusia (mamrocząc przez prawie zamknięte usta): Ja już śpije... Byłam pierwsza.

Akt III

Lusia chyba zasnęła. Próbuję się podnieść...
Lusia: Gdzie idziesz?
Mil: Nigdzie, nigdzie, śpij córeczko.
Lusia: Ale tak robiłaś!
Mil: Poprawiałam się tylko, śpij, śpij.
Lusia: Aha! Poprawiałaś się mamusiu. Możesz się poprawiać!

_________________________

Strasznie mi ciężko wrócić do regularnego blogowania po tej świątecznej przerwie... A tu jutro Blue Monday, czyli najsmutniejszy dzień w roku, to zróbcie se kluski, żebyście się nie smutali:



poniedziałek, 7 grudnia 2015

Przedsennie i grudniowo

I
Lusia modli się przed snem: Panie Boże, dziękuję, ze umiem śpiewać. Dotowe.

II
Z wyliczenia wypadło, że Wojtka kładzie mama, a Lusię tata. Lusia rozpacza.
Lusia: Maaamaaaaa! Maaaaamaaa! Maaamaaa!
Żuru: Co "mama"?
Lusia: Ona ma na imię Myla!

Grudzień w pełni, cały czas mi zajmuje. Bo to i święta - więc prezenty kompletujemy, a przedwczoraj listy do Mikołaja pisaliśmy (zostawiliśmy na oknie, zabrał je elf listonosz. W zamian zostawił czekoladowe Mikołaje), i adwent - więc codziennie szyję zabawki na naszą gałąź (mamy już Ziemię, jabłko, tęczę, gwiazdy, baranka, drabinę i kolorowy płaszcz, który tyle co skończyłam, a jutro pora na płonący krzew, który nie jest jeszcze uszyty...), i przedstawienie w kościele - więc dzieci ćwiczę i kolędy uczę, i koniec semestru w mojej szkole (w środę mam egzamin...). Zajęta jestem niezmiernie, więc wybaczcie mi brak regularnych wpisów na blogu - staram się jak mogę.

Za to maż kupił mi odkurzacz (hahahaha) i mogę być jak Freddie Mercury!


tylko pamiętajcie, że
Tekst lub teledysk może zawierać wulgaryzmy bądź treści erotyczne i jest przeznaczony tylko dla osób pełnoletnich. Masz ukończone 18 lat?

piątek, 27 listopada 2015

Rozmownie

I
Dzieci się kąpią. Każde ma własne coś do wiosłowania i wiosłują, raz w jedną raz w drugą stronę, odwracają się na komendy Wojtka:

- Aaaa! Krokodyl!
- Aaaa! Niedźwiedź!
- Aaaa! WIEWIÓRKA!

II
Idziemy do szkoły. Daleko mamy.
Wojtek: Zmęczyłem się do szkoły...
Mil: Wojtek, nie można się "zmęczyć do szkoły". Można się "zmęczyć w drodze do szkoły" albo "zmęczyć idąc do szkoły"...
Wojtek: A ja się zmęczyłem do szkoły!

III
Wojtek: Tatusiu, martwię się o wielbłądy... Żuru: Czemu? Wojtek: No, że im serca pozamarzają... Żuru: Boże, Wojtek, co ty wymysliłeś?
Wojtek: Bo na święta będzie śnieg... I im będzie zimno... Żuru: Gdzie im będzie zimno? Wojtek: No na pustyni! (tutaj krótkie wyjaśnienie jak działają pory roku) Wojtek:Ale na święta pada śnieg... (uparł sie, skubany) Żuru: Wojtek... Widziałeś w życiu pustynię? Wojtek: No, tak... Żuru: I jak tam jest? Wojtek: No słonecznie! Żuru: To jak ma tym wielbłądom zimno? Święta nie zależą od pory roku! Tam nie pada śnieg! Wojtek: No, nie pada... Żuru: To się nie martw o wielbłądy! Wojtek: Ok!


niedziela, 5 lipca 2015

Dzidziusiowo

Lula tuli lalę.
 Lusia: To mój dzidziuś.
Mil: A jak się nazywa twój dzidziuś?
Lusia: Alon.
Mil: Ale popatrz, to jest dziewczynka, ma sukienkę i kokardkę. Dziewczynka nie może się nazywać Aaron. Dziewczynka może się nazywać Ola albo Zosia, Tosia...
Wojtek: Albo Halima...
Mil: No, albo Halima. Albo Hania...
Wojtek: Albo Duffy...
Mil: To jak się nazywa twój dzidziuś?
Lusia: Alon.

czwartek, 26 lutego 2015

Usypialniczo i znów książkowo, ale inaczej!

Najpierw dijalogi łóżkowe...

I.
Wojtuś: Kto je trawę?
Mil: Krówka.
Wojtuś: A kto je robaki?
Mil: Kury.
Wojtuś: A ogórki?
Mil: Judusia.
Wojtuś: Nie. Ludzie jedzą ogórki.
Mil: Ale Judusia, kotek Reli, też lubi ogórki.
Wojtuś: Dziwne. Kotki jedzą mięso.
Mil: No, dziwne. A kto je kotleciki?
Wojtuś: Ja!
Chwila milczenia...
Wojtuś: Jak ma na imię mama Artura?
Mil: Ewelina.
Wojtuś: Lubisz Ewelinę?
Mil: Lubię.
Wojtuś: A ja lubię Artura. A kto lubi tatę Artura?
Mil: Artur pewnie. I mama Artura...
Wojtuś: Nie, nasz tatuś.
Mil: Nasz tatuś nie zna taty Artura.
Wojtuś: Aha... A co on je?
Mil: Yyyy... Pewnie to co mu mama Artura ugotuje.
Wojtuś: Nie, on je kotleciki, jak ja!

II.
Wojtuś: Chciałbym być duży jak tata.
Mil: To musisz dużo jeść. I dużo spać, bo dzieci jak śpią to rosną.
Wojtuś: I co mi urośnie?
Mil: Rączki ci urosną. I nóżki. I głowa. I brzuszek. I pupa...
Wojtuś: A warzywa?

A propos spania - czy Wam też spędza sen z powiek wygląd półki na książki Waszych dzieci? Bo ja już szczerze nie mogę - ile razy bym tam nie układała, zawsze jest bałagan! Z jednej strony to dobrze, bo czytają, ale z drugiej... Dlatego postanowiłam wypróbować patent:


Poukładałam książki kolorystycznie! Być może mój zwariowany kolorystycznie Synek, który zawsze musi mieć talerzyk i kubeczek w jednym kolorze, a w czasie zabaw autobusowych polegających na znajdywaniu rzeczy w określonym kolorze zawsze szuka w kolejności odpowiadającej tęczy, odkryje w kolorystycznym układaniu książek przyjemność i sam też będzie tak układał? A na pewno będzie pilnować rodziców :)

Kolorystyczna jest tylko główna półka - na górze w koszyczku mieszkają książeczki "dzidziusiowate". Na dole zaś: Ulica Czereśniowa, która nie mieści się na stojąco, na niej wszystkie Biblie, a z drugiej strony książki białe, czarne i z grzbietami wielokolorowymi. Jedyny problem, z tym, że miejsca trochę mało - regał ma jeszcze półki wyżej, ale stamtąd już dzieci sobie książeczek same nie ściągną, więc stoją tam te trochę jeszcze zbyt poważne, do czytania tylko z rodzicami i pudełka z grami. Ale nic to - na razie się mieścimy, wszak nie ma tak nigdy, żeby wszystkie książki stały grzecznie na półce - jakaś cześć zawsze wędruje po mieszkaniu, porzucona po przeczytaniu w najróżniejszych kątach :)

piątek, 20 lutego 2015

Polsko

Wróciliśmy, żyjemy, mamy się dobrze.

No, powiedzmy, że mamy się średnio, bo nie mamy internetu i nie będziemy mieć przez najbliższy tydzień, bo gdyż EE, czyli nasz dostawca ma rułę i dwa kolanka. A za to ja mam anginę, w związku z czym odżywiam się od wczoraj (bo na przykład przedwczoraj nic nie przechodziło...) lodami, zupą krem i bananami popijanymi rumiankiem. A - dziś zjadłam też owsiankę, ale drapała mnie w gardło, więc więcej jej nie będę jeść. W ramach notek związanych z polskim miesiącem z mojego projektu pokażę Wam parę książek co sobie przywiozłam z Polski na przykład, ale to jak wyzdrowieję i odzyskam internet, bo ten komórkowy mam ograniczony, a wszak zdjęcia muszą być!

Tymczasem - tak na pocieszenie - polskie dijalogi rodzinne:

I.
Lusia podzieliła całe swoje pokolenie na: dzieci - czyli Niko i Wojtek, ja - czyli ona i Lela/Łeła, czyli Rela. Przez cały wyjazd wołała za chłopakami tonem starej panny: dzieeeeeciii!
Lusia szuka w domu Reli: Lela, dzie jesieś? Lela, dzie jesieś?
Nagle je się przypomniało: Dzieci!
Poleciała do największego pokoju, sprawdziła: Dzieci siom. Lela, dzie jesieś?

II.
Lusia wyciągnęła zza drzwi bambus.
Mil: Lusia, zostaw ten patyk.
Wojtuś: To nie jest patyk, to jest rózga!
Mil: Tak? A do czego jest rózga?
Wojtuś: Do zabijania pupy...
Mil: Taaaaaaak? A kiedy się zabija pupę?
Wojtuś: Jak się nie jest grzecznym.
Musia: A kto był niegrzeczny? Komu babcia zbiła pupę?
Wojtuś: Dziadku!

III.
Wojtuś rysuje cioci na nodze i opowiada wesoło: Narysowałem malutkiego ślimaczka!
Paulinka: Tak? Narysowałeś mi ślimaczka! Ale fajnie!
Wojtuś (ton zmienił na grobowy): On umarł. Źli ludzie zabili go. Takim sznurkiem.

A ciotka, pierwsza naiwna, już się cieszyła...

IV.
Byliśmy z wizytą u znajomych, którzy mają córkę mniej więcej taką jak Wojtek i rocznego synka. Po powrocie Wojtuś opowiada babci: Kesia ma w pokoju odkurzacz, kamapę, książki na szufladzie - dziwne, ja trzymam książki na regału... I małego bratka. I łóżko dla tego bratka.
Musia: A mamę Kesia ma?
Wojtuś: Nie, ciocię.
Musia: Ciocia Marta to jest twoja ciocia, a Kesi mama.
Wojtuś: I tatę ma.
Musia: A tata Kesi nazywa się Dawid.
Wojtuś (oburzony): Nie mów na niego brzydko!

Córka mi się w Polsce rozgadała i powtarza wszystko jak mała papuga. Najsłodsze jest cieciasiam czyli przepraszam (używane przez nią nader często i wcale to nie znaczy, ze jest nadmiernie grzeczna...) i nianioc czyli dobranoc. Syn za nieodżałowanego mirondna, który w końcu na stałe zmienił się w pomidora, funduje matce cudowne doznania słuchowe typu rękaciwki, czyli rękawiczki. I nieodmiennie zamiast chować się przed kimś - chowa się za kimś, na przykład pod kołdrą za Lusią, i Lusia ma go szukać.

A ja w Polsce zmieniłam się w owieczkę. I jeszcze postanowiłam wrócić do okularów, bo się moda zmieniła i znów wewnątrz oprawek mieszczą się moje oczy w całości, a nie mam kresek w polu widzenia. Haha, jak wam się pokażę to mnie nie poznacie! Ale to dopiero za tydzień.

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozmownie

I.
Tydzień temu odwiedzili nas Ewelina i Artur. I tego samego dnia odbieraliśmy ze szkoły Nika, bo jego rodzice pojechali po paszporty.

Niko: Jakie pyszne są te ciasteczka! Wojtuś, to są twoje czy Artura?
Wojtuś: Yyyy... Sklepu?

Lusia klęczy w progu kuchni i płacze, bo nie pozwoliłam jej zostać w kuchni samej. Przybiega do nas Artur.
Artur(do mnie, tonem bardzo zasadniczym): Co jej zrobiłaś?
Mil: Nie pozwoliłam jej zostać samej w kuchni...
Artur: Acha. Lusia, nie płacz, chodź się z nami bawić...

II.
U sąsiadów remont. Maszyna chodzi.
Wojtuś: Tatusiu, to piła czy wiertarka?
Żuru: Raczej szlifierka. Umiesz powiedzieć "szlifierka"?
Wojtuś (znudzony): Siwierka... Umiem. Nauczyłem się. Umiem się nauczyć.

III.
Mil: Wojtuś, jak było w przedszkolu?
Wojtuś: Smutno.
Mil: A czemu smutno? Tęsnikłeś?
Wojtuś: Nie. Tylko Evan mnie popchnął.
Mil: A Ty co zrobiłeś?
Wojtuś: Też go popchnąłem. A potem pani mnie posadziła na fotelu.
Mil: Za karę? A Evana też posadziła na fotelu?
Wojtuś: Nie, Evana nie.
Mil: A czemu tylko ciebie posadziła za karę, skoro on ciebie też popchnął?
Wojtuś: Jego nie posadziła na fotelu, tylko na czerwonym krzesełku.

wtorek, 16 grudnia 2014

Dzidziusiowo i świątecznie

Strasznie ciężko po długiej przerwie w blogowaniu wrócić w tryby... Ale szczesliwie dzieci dostarczają mi materiału:

I.
Lusia od babci dostała pod choinkę lalkę, która mówi i płacze - normalnie hit sezonu. Aktuanie Wojtek z nią śpi. Rozmowa toczy się w łóżku, przed spaniem.
Wojtek: Ty jesteś mummy, tata jest daddy, ja jestem brother, Lusia jest sister, a to jest nasze baby!
Mil: A wiesz, że Artur będzie miał prawdziwego dzidziusia? Siostrzyczkę albo braciszka?
Wojtek: Takie baby?
Mil: No, ciocia Ewelina ma dzidziusia w brzuszku.
Wojtek: Ale umer!

II.
Wojtek: Ja kocham świętego Mikołaja.
Mil: Tak? A co byś chciał od niego dostać?
Wojtek: Dwa auta. Jedno niebieskie, a drugie czerwone. Niebieskie dla Dziadka, a czerwone dla Tatusia.

III.
Mil: Żuru, musimy się zastanowić co chcemy jeść w święta.
Lusia: Siśko!
Mil: Co, córeczko?
Lusia: Siśko! Jeść siśko!

Prócz tego to u mnie w tym roku mało świątecznie. No powiedzmy sobie szczerze - jestem z tymi świętami w lesie. I to nie po choinkę! Jesteśmy w lesie rodzinnie, moja Siostra mówi, że u niej w tym roku święta odbędą się w obrządku prawosławnym, może na siódmego stycznia zdąży. A nam jeszcze do tego umarł piekarnik i tylko mam nadzieję, ze właściciel mieszkania zdąży wymienić go przed Bożym Narodzeniem...

Ale - powiesiłam sobie dziś światełka, żeby mieć choć trochę światecznie:






Jak ktoś bardziej spostrzegawczy to może zobaczyć, ze w moim salonie znów mieszkają maki :) A to za sprawą krzesła do biurka, które kupowałam na ebayu używane, z myślą o tym, że trzeba będzie zmienić obicie na takie, żeby pasowało mi do makowej sypialni. Na zdjęciu wyglądało na szaro-czarno-różowe, więc nijak nie trafiało w mój gust kolorystyczny. Ale jak przyjechało to się okazało, że szare tak naprawdę jest białe, a różowe - pomarańczowe, a do tego jeszcze całość w świetnym stanie więc postanowiłam zamienić znów dodatki z salonu i sypialni, żeby obicia już nie zmieniać. Tym sposobem dołożyłam sobie sprzatania przed świętami, ale i tak trzeba posprzątać i tak, więc co za różnica?

wtorek, 18 listopada 2014

Dinozaurowo i śpiąco

I.
Lusia ogląda książkę o dinozaurach.
Lusia: Łaaaa!
Mil: Dinozaur. Lubisz dinozary?
Lusia: Tat.
Mil: A kto jeszcze lubi dinozaury?
Lusia: Dziojdź
Mil: George lubi, tak. A Wojtuś lubi dinozaury?
Lusia: Nie.
Mil: A co lubi Wojtuś?
Lusia: Peppę.

II.
Wojtek: Żuru jest śpiący.
Mil: No, jest śpiący, bo w nocy nie spał, tylko był w pracy.
Wojtek: Musisz go zanieść do szpitala.
Mil: A po co?
Wojtek: Bo jest śpiący. Żeby spał. Tam są łóżka.

piątek, 17 października 2014

Wannowo

Wojtek w wannie psika Lusię wodą po brzuchu, a ona się śmieje.
Wojtuś: Lusia, jeszcze?
Lusia: Jeście!
Wojtuś: Umiesz powiedzieć jeszcze! Jesteś chłopczykiem!


____________________________

A ja tymczasem założyłam sobie fanpejdża na facebooku, dojrzałam wreszcie do tego. Jeszcze muszę ogarnąć jak zrobić fanpejdżowe okienko na blogu, a na razie możecie mnie polubić tam.

poniedziałek, 13 października 2014

Rozmowy z Synem


I
Wojtuś i Żuru wychodzą do przedszkola.
Wojtuś: A gdzie moja kurteczka?
Żuru: No przecież masz ją na sobie.
Wojtuś: Ale taka zielona kurteczka!
Żuru: No masz zieloną kurteczkę, już założyliśmy.
Wojtuś: Taki zielony bag!
Żuru: Aaaaa! Teczka!

II
Mil: Wojtek, sięgniesz, żeby zapalić światło?
Wojtuś (przejęty swym smutnym losem): Nie mogę, jestem taki za malutki...

III.
Wojtuś: Żuru...
Mil: Może "tatusiu"?
Wojtuś: Moze Paweł? Hyhy, śmiesznie.

IV
Żuru sprząta w pokoju dziecięcym.
Wojtuś: Czy mogę ci w czymś pomóc?
Żuru: Tory trzeba pozbierać...
Wojtuś: No to nie.
I poszedł...

A na zakończenie trzy słowa - najpiękniejsze - w wykonaniu mojego syna:
- marańcze, czyli pomarańcze,
- skudne, czyli paskudne
i najlepszy moim zdaniem:
- mirondon - pomidor :D

czwartek, 25 września 2014

Córkorozmownie

Odprowadziłyśmy Wojtka do przedszkola i wracamy. Z naprzeciwka nadchodzi dwóch chłopców w wieku przedszkolnym z rodzicami. Chłopcy machają do Lusi, Lusia nic.
Mil: Machają chłopcy do ciebie?
Lusia: Taaaaa...
Mil: A ty im pomachasz?
Lusia: Nie.

Przypinam Lusi spinkę.
Mil: Nie ściągaj, będziesz ładna.
Lusia kiwa głową.
Mil: Jaka teraz Lusia jest?
Lusia: Łała!

wtorek, 23 września 2014

Akcja: Organizacja, part II - bo jeden kalendarz to za mało!

Siedzimy sobie w kuchni, ja smażę naleśniki na kolację, reszta rodziny je zjada.
Wojtuś: Popatrz co kupiliśmy z tatusiem!
Mil: No, widzę, płyn do naczyń. Dobrze, bo się skończył.
Wojtuś: I teraz możesz dalej zmywać!

Bo ja po prostu ciągle zmywam! No a dziś właśnie będzie trochę o obowiązkach domowych i o organizacji dalej - konkretnie o kalendarzach, a do obowiązków nawiążę później :)

W internecie roi się od blogowych poradników, obrazkowych poradników, poradników w pedeefie i w ogóle każdego rodzaju poradników na temat: jak lepiej organizować. Różne rzeczy, najczęściej czas. I zawsze, ale to zawsze, na piedestale w tych poradnikach występuje kalendarz książkowy.

Niezastąpiony.
Idealny.
Wspaniały.

Cudowne rozwiązanie wszelkich problemów z organizacją czasu - byle używać.

Czy to znaczy, ze jak się nie używa, to się ma problem?

Ja używać nie potrafię. Co drugi rok kupuję, z mocnym postanowieniem, że w tym roku będę go używać. Wybieram najpiękniejszy i najbardziej praktycznie ułożony. Uzupełniam pierwsze strony. I używam... przez miesiąc, góra dwa. A potem jestem na siebie zła, z tym, że nie wiem za co bardziej: że nie używałam przez kolejne 10 miesięcy, czy, że używałam przez pierwsze dwa i pobazgrałam taki piękny kalendarz...

No nie potrafię używać kalendarzy książkowych, za nic.

Ani wiszących - te kupuję co roku, bo uwielbiam ich obrazki. W tym roku mam z pin-upami. I żeby mi się nie zniszczył, jedyną rzeczą jaką pozwoliłam w niej zapisać to terminy urlopów mojego męża, bo to rzecz niezmienna i nie będzie brzydko pokreślone.

Może to jest kwestia wychowania w domu dwóch bibliotekarek? Kalendarz ma w sumie wygląd książki, a po książkach się nie pisze? Z tym, ze one piszą: jedna ma ścienny, druga książkowy właśnie i obie używają! To już chyba ja jestem jakaś dziwna...

Ale nie byłabym sobą, żeby czegoś nie wymyślić.

Najpierw wymyśliłam Tygodniowy Plan Ramowy - jest niezmienny, a jak się zmieni to w całości i po prostu napiszę nowy. Przygotowany jest już w dwóch egzemplarzach: duży (A3), spisany ręcznie i oklejony kolorowymi taśmami zawiśnie nad skrapownią, a mały, zrobiony na komputerze (czeka na wydrukowanie i pokolorowanie, nie wiem jeszcze w jakiej kolejności) - w moim całkiem nowym Centrum Dowodzenia Rodzinnego, które zajmie jedną ze ścian w naszej przedpokojo-jadalni.

Tak, to mój nowy pomysł :) Bo jeden kalendarz to za mało! Nawet taki super plan tygodniowy, który usystematyzował (i dał mojemu Mężowi świadomość tego co dokładnie robimy kiedy On jest w pracy, a co za tym idzie co On będzie musiał robić, kiedy w pracy będę ja) codzienne zajęcia mojej rodziny.

Już wcześniej kupiłam sobie taki planer obowiązków (mówiłam, ze będzie o obowiązkach :D)- jeszcze nie bardzo go używamy, bo dzieci są za małe, ale myślę, że może on pomóc mnie samej w ustaleniu kiedy co muszę zrobić, żebym nie robiła wszystkiego jednego dnia, bo potem padam na ryjek.

Co jeszcze znajdzie się w naszym Centrum Dowodzenia? Następny kalendarz, a jak! Ale miesięczny, samoróbka, o taki:


Tylko pomarańczowy :) Nie będzie mi po nim żal pisać, bo po próbniki farb wsadzę za szybę, a po szybie można mazakiem suchościernym! Ten będzie służył do zapisywania planów jednorazowych typu szkółki, wycieczki i takie tam.

Do tego dołożymy jeszcze tablicę magnetyczną z magnesami zwykłymi i takimi po których można pisać kredą i półeczkę na długopisy/mazaki/kredę.

Macie jakiś pomysł na to, co jeszcze by się przydało? Zbieram inspiracje!

poniedziałek, 22 września 2014

Magicznie

Wojtek uderzył tatusia, tatuś oczekuje przeprosin.
Wojtek przytulił tatusia i dał mu buziaczka.

Żuru: No, jeszcze jedno magiczne słowo...
Wojtuś: Hocki Klocki Myszka Miki?

niedziela, 3 sierpnia 2014

Imiennie

Wojtuś: Ty jesteś Paweł. Ty jesteś mamusia.
Mil: Tak, jestem twoją mamusią. A jak mam na imię?
Wojtuś: Mamusia.
Mil: Nie, nie mam na imię mamusia. Mam na imię Mila.
Wojtuś: Nie Mila, mamusia.
Mil: I co -tatuś też do mnie mówi "mamusia"?
Wojtuś: Żuru?
Mil: Tak, Żuru. Jak Żuru do mnie mówi?
Wojtuś: Przepraszam!

wtorek, 29 lipca 2014

Różowo

Wojtuś: Nie mam kredek. Ciałem jisować ędyka i pieska.
Mil: Zaraz poszukamy kredek. Ale co ty chciałeś rysować?
Wojtuś: Ędyka i pieska.
Mil: Co to jest ędyk?
Żuru: Indyk.
Wojtuś: Tak, ędyk. Jest ziurowy, jak Paweł.

I oto jak skończyło się Żura bycie metalem...

piątek, 11 lipca 2014

Grzebnie

Wojtuś: To mój grzebień.
Mil: Tak, twój. Chodź to cię pogrzebię...
Paulinuś: Za dużo Gry o tron...