sobota, 29 marca 2014

Monochromatycznie i kolorowo

Ostatnio się tu u mnie jakoś dzieciowo i gadająco zrobiło, więc dziś coś zupełnie innego :)

Lubię monochromatyczne zdjęcia. Zachwyca mnie zdjęcia białego przedmiotu na białym tle, mozaiki z kilku czerwonych rzeczy, zbliżenie na niebieski materiał, jednokolorowy krajobraz albo garść żółtych drobiazgów. Zbieram sobie takie zdjęcia na pintereście i mam. Czasem włączam i się zachwycam, bo "w kupie" wyglądają jeszcze piękniej. Jeśli kiedyś będę miała pracownię to jedną ścianę wytapetuję sobie takimi zdjęciami ułożonymi według kolorów poprzeplatanymi próbnikami farb. A dziś w ramach akcji Podziel się pięknem, którą właśnie wymyśliłam ( :D ) pokażę Wam kilka moich ulubionych, znalezionych na pintereście i tam przypiętych zdjęć. Po jednym z każdego koloru.

(Kolory są podlinkowane do moich pinterestowych tablic)

Biały:

Czarny:

Źródło
Czerwony:

Źródło
Pomarańczowy:


Żółty:

Sygnowane przez tą panią.
Zielony:

Źródło

Niebieski:

Źródło

Fioletowy:

Źródło

Różowy:


Brązowy:

Źródło
I jeszcze - w ramach bonusu, to co lubię najbardziej. Też najlepiej grupowo, ale dla was tylko jeden z wielu:

Źródło
Jakby ktoś chciał też się podzielić pięknem ze mną to zapraszam :) Komentarze stoją przed Wami otworem. Jak chcecie się przyłączyć do akcji na własnym blogu - będę zaszczycona :) Bo piękno jest... piękne!

czwartek, 27 marca 2014

Leśnie

Leżymy z Wojtkiem w łóżku i czytamy książeczki dla niemowląt. Lula nas olała i se poszła. Na tapecie "W lesie". Po obejrzeniu wszystkich obrazków, przyszła pora na zagadki z końca książeczki - czytam pytania, a odpowiedziami są obrazki na ostatniej stronie:

Mil: Jaki ptak lata w nocy?
Wojtuś: Huhu.
Mil: Jak nazywa się tata jelonka?
Wojtuś: Jejeń.
Mil: A jakie zwierze robi "auuuu!"?
Wojtuś: Lilk.
Mil: A kto lubi orzechy?
Wojtuś: Mama!

niedziela, 23 marca 2014

Gadane

Mój syn Wojciech, jak wiadomo wszem i wobec, do niedawna porozumiewał się kilkoma słowami-kluczami, jakimi zazwyczaj porozumiewają się dzieci około półtoraroczne. Ale wszędzie mówią, że dzieci mają czas na gadanie do trzech lat, a jak są leworęczne to w ogóle zaczynają mówić później, a ponieważ mam podejrzenia, że mój Rudzielec jest leworęczny, to dałam mu spokój - zacznie mówić to będzie, jeszcze zatęsknimy za milczącymi czasami.

No i zaczął. Powtarza wszystko, zaczyna mówić jak się budzi a kończy jak zasypia.

Dziś nam powiedział, że "ja nie dzidzia. Ja, Jojtuś - kopeć, Niko - kopeć, Lula - cińta". (Wojtuś, chłopiec, dziewczynka)
Jak się rano budzi to informuje mnie czy jest siońcień czy deś, a jak jest sioś to sprawdza czy na niebie jest cieńdzień. (słońce, deszcz, noc, księżyc)
Mówi też nam, ze nas "komka". (kocha)
Do niedawna łopatka była kopką, teraz jest kopaką, tak samo jak koparka.
Jedzenie uzyskało nazwy, najnowszym przebojem stał się "flef, pasio, dziem", a zaraz za tym pasuje się "gólek". (chleb, masło, dżem, ogórek)
I kocha przeciwieństwa - wszystko musi być albo duże, albo małe, jasne, ciemne, zimne, ciepłe i tak dalej. (Ale to akurat mówi dość zwyczajnie)
I jeszcze jest Dziadziek Komek i Bacia Badzia - kto zgadnie jak babcia i dziadek mają na imię?

Tyle Wojtek.

Natomiast Lula jest jego totalnym przeciwieństwem. W wieku 11 miesięcy jej słownik zawiera następujące wyrazy:
- mama,
- tata,
- lala,
- baba,
- dziadzia,
- cici (kici, na kota),
- papa,
- bach,
- daj,
- halo.

A ostatnio, jak się z Wojtkiem zderzyli głowami, to mnie poinformowała (Lula!), że "tam (pokazała na głowę) bach, ała"

Wojtek tyle to mówił jeszcze niedawno. Co ciekawe, nie nazywa w żadem sposób jedzenia - widocznie konsupcyjny tryb życia jest jej obcy ideowo - woli skupić się na życiu towarzyskim.

wtorek, 18 marca 2014

Poka lale ^^

Jakoś mi ciężko wrócić w internetowe tryby... Może to dobrze? Mamy teraz komputery rozłożone na dwóch piętrach, więc moje dziecko ogląda stanowczo mniej bajek, ja ja stanowczo mniej używam laptopa, bo się musimy dzielić... To jest raczej na plus, ale... No ale ciężko mi przez to wrócić w tryby. A do tego bawię się lalkami :)

Nie no, poważnie to się nie bawię, tylko podziwiam jakie są piękne.

Do tego, że lalki nie są tylko dla dzieci, a raczej, że lalki są przede wszystkim dla dorosłych przekonała mnie moja siostra w bardzo prosty sposób - pokazując mi monsterki. A potem pokazując mi monsterki po repaincie. No i się zakochałam. W ich dłoniach, w ich twarzach - każdej innej, w ich ruchomych stawach i zaburzonych zupełnie inaczej niż u Barbie proporcjach. W wątłych ramionkach, zgrabnych nogach i pięknych stopach. I w pięknych kolorach. Teraz mamy każda po cztery. Znaczy Rela ma na razie trzy, bo czeka aż wydadzą jedną taką, której jeszcze nie ma, a ona ją chce :)

Moje monsterki: Abbey, Cleo, Lagoona i Twyla.


Dziś będzie wzruszająca historia Lagoony Blue, mojego ostatniego zakupu. Oryginalnie miała ona mniej więcej taką fryzurę:



Ale Rybka miała od nowości tłuste włosy. Jest to ohydny skutek uboczny wyciekającego kleju, którym włosy lalek umocowane są od środka. Po zastosowaniu zabiegów rodem z lalkowego SPA było trochę lepiej, ale nie idealnie. Za to przy okazji kapieli Lagoonka trochę popozowała (uwaga, będą lalko-akty):






Ale ponieważ, jak już wspominałam, idealnie nie było, chociaż zastosowałam SPA dwukrotnie i nie chciałam jej bardziej zaszkodzić nic pomóc, dziś Lagoona udała się do fryzjera i uczesano ją w koczek.


Biorąc pod uwagę, że ta akurat lalka pochodzi z serii Dance Class, a ubrana jest w strój do klasycznego baletu, to nawet pasuje :) Ale pozować musi tylko z przodu, bo w tyłu jej końcówki wystają, a mnie to wkurza :P

piątek, 7 marca 2014

Tęskniliście?

Nie było mnie trzy tygodnie. To i tak lepiej, niż ostatnim razem - wtedy odzyskanie internetu zajęło nam tygodni pięć chyba. Tak czy owak, wróciłam.

Przez te trzy tygodnie moje dziecko numer jeden zaczęło wreszcie mówić! Gada jak papuga, a co lepsze każę mu powtarzać. Bo większość mówi zupełnie zwyczajnie, ale czasem przywali kwiatkiem. I tak na przykład mleko to "pliko", a "ogur" może być jednocześnie kangurem, jogurtem i ogórkiem (przy tym ostatnim chyba powinnam napisać "ogór"), jest za to różnica między "ziosiem" a "jejeniem" (łoś - zioś, jeleń - jejeń), tak jak między "zieziem" (jeż - zieź) a "kertem" (kret - kert) a ulubionym Wojtka jedzieniem jest "sufy fef" czyli suchy chleb (mało wymagające mam dziecko). Do tego okazało się, że zna i potrafi nazwać kształty (najbardziej lubi "kóko", ja uwielbiam jak mówi trójkąt i kwadrat, ale nie umiem niestety tego zapisać) i  prawie liczyć do dziesięciu - myli się jeszcze w okolicach czwórki. Nasze koty natomiast, jakby ktoś nie wiedział nazywają się Kuka czyli Kulka i Ziuzia, czyli nie Zuzia, żeby ktoś nie myślał, tylko Zoja - jeśli powie się do niego, że Zoja nazywa się Zuzia, to poprawia... Na Ziuzię. Prócz tego opowiada o wszystkim co się dzieje - w książkach (książka - siąsia), bajkach i za oknem. Za oknem najczęściej, prócz panów i dzidzi, pojawia się ogień, wymawiany jak najbardziej poprawnie, bo taki obrazek wisi na drzwiach kościoła na przeciwko. Przez ten ogień i przez to, że ma ostatnio na poduszce poszewkę ze strażakami Wojtek zapragnął być strażakiem i co jakiś czas o tym opowiada - pół po polsku, pół po swojego, wspomagając się jeszcze językiem migowym.

Dziecko numer dwa natomiast zaczęło chodzić. W wieku 10 miesięcy. No, 10 i pół miała. Aktualnie przemieszcza się ruchem mieszanym, trochę pionowo, trochę na kolanach przez podparcia z przodu i trochę na czworakach. No i mówić też zaczyna - do "mamy" i "baby" dołączyło jeszcze "niam", "papa", "lala", "halo", "bach" i sporadycznie "tata". Myślę, że Wojtek zaczął mówić bo się przestraszył, że Lula będzie mówić szybciej :)

Ja natomiast przez te trzy tygodnie głównie rozpakowywałam kartony, skręcałam meble i przestawiałam wszystko z miejsca na miejsce. Moje mieszkanie nie jest jeszcze piękne i do użytku mamy oddane dopiero dwa z trzech pokoi (sypialnia jeszcze w rozsypce), ale zmierza ku lepszemu. Prócz urządzania zdołałam jeszcze przeczytać 6 i pół książki i kupić sobie dwie lalki Monster High, które mnie zadziwiły swoim pięknem. I nie chodzi tu o ich potworne pochodzenie (chociaż nie mam nic przeciwko), ale to z jaką dbałością o szczegóły są wykonane i to, że każda ma inny twarz! Są cudowne.

No i to by było tyle. Jeszcze będzie relacja fotograficzna, czyli zaległe trzy tygodnie z The 52 project:

#7 Tatuś huśta:


#8 Przytulaski


#9 Na nowym placu zabaw


No, to dobranoc.