Nie było mnie trzy tygodnie. To i tak lepiej, niż ostatnim razem - wtedy odzyskanie internetu zajęło nam tygodni pięć chyba. Tak czy owak, wróciłam.
Przez te trzy tygodnie moje dziecko numer jeden zaczęło wreszcie mówić! Gada jak papuga, a co lepsze każę mu powtarzać. Bo większość mówi zupełnie zwyczajnie, ale czasem przywali kwiatkiem. I tak na przykład mleko to "pliko", a "ogur" może być jednocześnie kangurem, jogurtem i ogórkiem (przy tym ostatnim chyba powinnam napisać "ogór"), jest za to różnica między "ziosiem" a "jejeniem" (łoś - zioś, jeleń - jejeń), tak jak między "zieziem" (jeż - zieź) a "kertem" (kret - kert) a ulubionym Wojtka jedzieniem jest "sufy fef" czyli suchy chleb (mało wymagające mam dziecko). Do tego okazało się, że zna i potrafi nazwać kształty (najbardziej lubi "kóko", ja uwielbiam jak mówi trójkąt i kwadrat, ale nie umiem niestety tego zapisać) i prawie liczyć do dziesięciu - myli się jeszcze w okolicach czwórki. Nasze koty natomiast, jakby ktoś nie wiedział nazywają się Kuka czyli Kulka i Ziuzia, czyli nie Zuzia, żeby ktoś nie myślał, tylko Zoja - jeśli powie się do niego, że Zoja nazywa się Zuzia, to poprawia... Na Ziuzię. Prócz tego opowiada o wszystkim co się dzieje - w książkach (książka - siąsia), bajkach i za oknem. Za oknem najczęściej, prócz panów i dzidzi, pojawia się ogień, wymawiany jak najbardziej poprawnie, bo taki obrazek wisi na drzwiach kościoła na przeciwko. Przez ten ogień i przez to, że ma ostatnio na poduszce poszewkę ze strażakami Wojtek zapragnął być strażakiem i co jakiś czas o tym opowiada - pół po polsku, pół po swojego, wspomagając się jeszcze językiem migowym.
Dziecko numer dwa natomiast zaczęło chodzić. W wieku 10 miesięcy. No, 10 i pół miała. Aktualnie przemieszcza się ruchem mieszanym, trochę pionowo, trochę na kolanach przez podparcia z przodu i trochę na czworakach. No i mówić też zaczyna - do "mamy" i "baby" dołączyło jeszcze "niam", "papa", "lala", "halo", "bach" i sporadycznie "tata". Myślę, że Wojtek zaczął mówić bo się przestraszył, że Lula będzie mówić szybciej :)
Ja natomiast przez te trzy tygodnie głównie rozpakowywałam kartony, skręcałam meble i przestawiałam wszystko z miejsca na miejsce. Moje mieszkanie nie jest jeszcze piękne i do użytku mamy oddane dopiero dwa z trzech pokoi (sypialnia jeszcze w rozsypce), ale zmierza ku lepszemu. Prócz urządzania zdołałam jeszcze przeczytać 6 i pół książki i kupić sobie dwie lalki Monster High, które mnie zadziwiły swoim pięknem. I nie chodzi tu o ich potworne pochodzenie (chociaż nie mam nic przeciwko), ale to z jaką dbałością o szczegóły są wykonane i to, że każda ma inny twarz! Są cudowne.
No i to by było tyle. Jeszcze będzie relacja fotograficzna, czyli zaległe trzy tygodnie z The 52 project:
#7 Tatuś huśta:
#8 Przytulaski
#9 Na nowym placu zabaw
No, to dobranoc.
Ileż zmian u Was. I wszytko na plus - tak właśnie powinno być. No a Wojtek to zdecydowanie zaczął mówić z obawy o młodszą siostrę - zdecydowanie ;)
OdpowiedzUsuńfajnie,że tak u Was wesoło :)))))
OdpowiedzUsuńTo faktycznie sporo zmian, super że już na nowym :)))
OdpowiedzUsuń