sobota, 30 czerwca 2012

Spadająco

Wojtuś spadł ze schodów. Nikt z nas nie wie jak to się stało, chociaż oboje staliśmy obok niego we dwoje, znaczy ja i Żuru. Spadł na szczęście bokiem, więc nic mu nie jest, głowę schował między ramiona. Został pozbierany, popłakał dwie minuty i pierwsze co zrobił to poleciał wchodzić na ubikację. A potem znów na schody.

Paulinka poszła powiedzieć Nikowi dlaczego Wojtek płakał:
Paulinuś: Wojtuś spadł ze schodów.
Niko: Łał! Ale fajnie!

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Niedziela piąta - nasz kolor czarno-czerwony

Albo arszenik i stare koronki. Arszenik to chyba był w powietrzu - pogoda się strasznie nie mogła zdecydować. Wyszłam z domu w kurtce i szaliku, a wracając po trzech godzinach zastanawiałam się czy jest jeszcze coś co mogłabym zdjąć, ale mimo, że to Camden to chyba w samym staniku nie czułabym się zbyt komfortowo. Natomiast bluzka koronkowa, com ją w spadku po siostrze odziedziczyła występowała w roli starych koronek. Aczkolwiek taka znowu stara nie jest, jeszcze się nieźle trzyma :) A co do koloru to stanowczo moje najulubieńsze połączenie, chociaż jakieś takie... PRLowskie. Ale mam sentyment do PRLu, może dlatego, że go na własnej skórze nie doświadczyłam. Na pewno dlatego. Ale już zdjęcia, nie będę bez sensu ględzić.

Mil czarno-czerwony, pod Zamkiem Piratów:

Spodnie - George, bluzka - dostana od Siostry, kurtka - pożyczona od Siostrzenicy, szalik - Camden, buty - Clarks.

niedziela, 24 czerwca 2012

Chusta - wielki powrót

Ostatnio wróciliśmy do chustowania. Po długiej przerwie zimowo-cieżarowej, czyli wtedy, kiedy się nosić nie mogliśmy, bo na noszenie z przodu Wojtuś za ciężki, a z tyłu kurtki przeszkadzają. Zrobiło się wreszcie odpowiednio ciepło i odważyłam się po raz pierwszy zawiązać Syneczka mojego na plecach. Kiepsko nam to jeszcze wychodzi, ale wygodne jest. Oczywiście nadaje się tylko na to, żeby wyjść z domu, wtedy Wojtuś jedną ręką głaszcze mnie po ramieniu i do ucha opowiada co widzi. W domu za dużo rzeczy się dzieje, żeby wytrzymać na maminych plecach na przykład przez cały czas ugotowania obiadu. Więc niestety, nie mogę sobie w domu poćwiczyć. Nic to, damy radę na spacerkach.

A kolejnego dnia, zaraz po ponownym zachustowaniu przeczytałam na Onecie nagłówek traktujący o tym, że COŚ jest coraz bardziej popularne wśród rodziców i, że owo COŚ wcale nie jest dobre dla dzieci. Zainteresował mnie co to jest to COŚ. Ale niestety, był to odnośnik do filmiku, niedostępnego poza granicami Polski. Moja Siostra stwierdziła, że to na pewno chusta właśnie, ale mnie jakoś nie chciało się w to wierzyć. Odszukałam jakoś streszczenie odcinka "Mamo to ja", z którego pochodził filmik i okazało się, że rzeczywiście - chodziło o to, jak niebezpieczna może być dla dziecka chusta.

A ja i tak lubię, ba - KOCHAM chustonoszenie. Nic nie jest tak miłe jak przytulony do ciebie dzidziuś, a chusta to przytulanie ułatwia. Jest wygodna, praktyczna i - odpowiednio użytkowana - zdrowa. Nie wierzę, że jest niebezpieczna. W końcu wózek do użytku powszechnego wszedł dopiero w XIX wieku. I to też tylko w Europie i Ameryce Północnej. A w całej Ameryce Południowej, Afryce i Azji nadal najlepszym sposobem transportowania dziecka są chusty i nosidła. Zacofania? Trzeci świat? A może mądrość pokoleń zamiast eksperymentów? Skłaniam się ku ostatniemu. Ale może durna jestem :D

Kilka zdjęć na zachętę, o tym jak się nosi na świecie:

Wietnam
Laos
Indie
Ghana
Gwatemala
Chiny
Boliwia
Peru
Uganda
Korea
Meksyk
Oman
Etiopia
Botswana
Grenlandia
Indonezja
Zair
Kongo
Harlem, USA
A jak dziecko z chusty wyrośnie albo się matce akurat nosić nie chce to zawsze można z chusty hamak zrobić:


______________

Wszystkie zdjęcia znalezione na Pinterest.

środa, 20 czerwca 2012

Usypiaszczo

Próba liczenia baranów, po czterech bajkach do oglądania i dwóch opowiadanych:

Żuru: Niko, zamknij oczy i wyobraź sobie płot. I po jednej stronie płotu owieczki.
Niko (wstając z łóżka, żeby podejść do okna): Na ogródku? Mogę zobaczyć?
Żuru: Leż. Zamknij oczy. Widzisz płot?
Niko: Nie, widzę zamknięte oczki...

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Ciażowo

W końcu jakiś album. Dla znajomej, co sobie w ciążę zaszła niedawno właśnie. Zdjęcia kiepskie, robione na szybko i bez światła, bo o tym, ze należałoby jednak album obfotografić przypomniało mi się jak już prezent sprezentowałam i musiałam obdarowanej z rąk wyrywać, a walcz tu człowieku z ciężarną...Nie no. Poszła na współpracę. Ale warunki i tak były ciężkie.

Album ma dużą okładkę w kształcie pani w ciąży (znaczy na początku jest właśnie bez ciąży, dopiero okładka z tyłu ma już obfitsze kształty) i strony okrągłe, na wysokości brzucha. Zrobiony z papierów z gazety skrapowej, dostanych w promocji, z misiaczkami Me to You.








Niedziela czwarta - sandały ze stalkapą

Wczoraj główną rolę grały moje nowe sandały - piękne, wspaniałe, cudowne... i obcierające okrutnie. No ale się przemęczyłam do pewnego momentu (znaczy do wyjścia z kościoła), a potem zmieniłam na takie nieobcierające. Ale zdjęcia jeszcze robiłam w tych jedynie słusznych sandałach!

Spodnie i bluzka - H&M, jaczka - Gekko, sandały - TKMaxxx, kolczyki - ten sklep co nie pamiętam jak się nazywa...
Rzeczone sandały ze stalkapą.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Niedziela


Niedziela trzecia - wycieczkowa

Dzisiaj stanowczo bez polotu, bo mieliśmy niedzielę niekościołową, za to wycieczkowo-parkową. A na wycieczke, jeszcze do tego do parku, gdzie się człowiek  miał zamiar z aparatem po glebie tarzać najlepiej, mimo wszystko, dżinsy.

Koszulka - Primark, Koszula H&M, dżins, zabijcie, nie wiem, buty - TKMaxxx.

sobota, 9 czerwca 2012

Bo z dziećmi spać trzeba i należy.


Dziwnie

Mój Mąż mnie zadziwia.

Wczoraj wychodziłam i na odchodnym upewniłam się, że chce zjeść resztę zapiekanki z poprzedniego dnia. Żeby jakby nie chciał to zjeść samemu, bo to dobra zapiekanka i szkoda, żeby się zmarnowała. Stwierdził, że chce. To zostawiłam, pełna obaw, że na pewno, jak to on ma we zwyczaju, zapomni. I będę musiała wywalić. Wracam do domu, a zapiekanka zjedzona!

Dziś rano (czyli w środku nocy, o 4, jak wychodził do pracy) powiedziałam mu, żeby zabrał śmieci, jak będzie wychodził, bo pełno jest. Tak sobie to powiedziałam, potem pomyślałam, ze pewnie nie zdąży albo zapomni. Wstaję o 9 - śmieci nie ma! Nawet organicznych, o których on już nie pamięta zupełnie!

Może się przejął, że faktycznie jestem w ciąży?

Każe mu poodkurzać jak wróci. Ciekawe co się stanie...

niedziela, 3 czerwca 2012

Niedziela druga - ciążowo-nieciążowa sukienka

Wiało strasznie i się okrutnie rozczochrałam. Nic to. Postanowień należy dotrzymywać. To dotrzymuję. Na zdjęciu sukienka, która wcale a wcale nie jest ciążowa, ale kupiłam ja sobie w ciąży będąc i tylko w ciąży w niej chodziłam. Plus szalik oczywiście. Stwierdziłam ostatnio, że jestem uzależniona od szalików. Czy to znaczy, że jestem hipsterem? Chyba nie, bo organicznie nie znoszę Starsbucka...


Na górze sukienka wygląda tak:

Sukienka - Matalan, buty i żakiet wydębione od Siostry, szalik - ulice Londynu, kolczyki, których nie widać - tak stare, że nie pamiętam skąd je mam.

sobota, 2 czerwca 2012

Bliźniaki

W sensie bliźniacze LO do tego.

W sumie to bliźniaczy jest tylko tekst i ludzie na zdjęciach, reszta zmieniona. Bo mój Doń zażyczył sobie kopii, ale ja nie lubię robić dwa razy tego samego, więc zrobiłam drugi o nas, z tekstem tym samym, który najlepiej chyba naszą przyjaźń opisuje. Poza tym, poprzedni był bardziej punk-rockowy, a ten jest reggae - bo oba te gatunki są jak najbardziej "nasze", i gdybym jeden z nich pominęła, to poczułby się niedowartościowany. Gatunek w sensie. Muzyczny.

Tak czy owak (zawsze Nowak), oto wersja druga, niekoniecznie poprawiona, Dony i mnie.


Przy okazji ten skrap jest odpowiedzią na wyzwanie o lustrzanym obliczu. Bo tak, Dona i ja to jeden mózg w dwóch głowach, połączonych przez słuchawki. Teraz na odległość nam się połączenie trochę przedłużyło i musiałyśmy użyć sieci, ale nadal istnieje!

Okej, Doń, które wolisz?