poniedziałek, 13 lipca 2015

Remont

Moje życie ostatnio intensywnie się zmienia, nabiera tempa i nowych kolorów...

Moje drugie dziecko poszło do przedszkola, ja zaczęłam szkołę, odkryłam kim chcę zostać jak dorosnę i podjęłam kroki w tym kierunku. Ostatnie kilka lat byłam pełnoetatową matką, teraz zaczynam wychodzić trochę z tego schematu. To w życiu.

A na blogu jakoś tak odwrotnie - dzieci mi go zdominowały. Dlatego potrzebuję remontu.

Muszę się zastanowić o czym tak naprawdę chcę pisać, przemyśleć to i poukładać. Podziwiam ludzi takich jak Jagodzianka, którzy mają na blogu porządek i piszą o konkretnych rzeczach w konkretnych dniach... Też bym tak chciała... Ale u mnie panuje chaos, szczególnie widać to w postach z ostatniego pół roku. A do tego mam dziwne wrażenie, że to miejsce jest jakieś nie moje.

Więc robię remont. Nie jestem z tych co kasują bloga i zakładają nowego, coś takiego zrobiłam tylko raz w życiu, a bloga piszę już, łoho, prawie dziewięć lat. Blog nie zniknie - piszę po to, żeby pamiętać i chcę żeby była w tym ciągłość. Ale na jakiś czas go zawieszam.

Nie będzie nowych notek, ale ja będę :) Będę do Was zaglądać i sprzątać u siebie. Wrócę do gry zapewne jesienią. Do tego czasu postaram się zrobić tu porządek. Tymczasem się żegnamy: ja i moje nowe dready:



Do zobaczenia niedługo!


niedziela, 5 lipca 2015

Dzidziusiowo

Lula tuli lalę.
 Lusia: To mój dzidziuś.
Mil: A jak się nazywa twój dzidziuś?
Lusia: Alon.
Mil: Ale popatrz, to jest dziewczynka, ma sukienkę i kokardkę. Dziewczynka nie może się nazywać Aaron. Dziewczynka może się nazywać Ola albo Zosia, Tosia...
Wojtek: Albo Halima...
Mil: No, albo Halima. Albo Hania...
Wojtek: Albo Duffy...
Mil: To jak się nazywa twój dzidziuś?
Lusia: Alon.

sobota, 4 lipca 2015

Odmowa dostępu

Nie chce mi się.



Moje dzieci po raz pierwszy od tygodnia zasnęły o normalnej porze, we własnych łóżkach. Nie tak jak dotychczas, umęczone gorącem, przed północą, każde w innym kącie naszego lotniskowca. Stał się cud, tylko taki świecki - o 21.15 mogłam spokojnie i w ciszy wypić herbatę. Nie było Dinopociągu, Hakuny Mataty, Dzwoneczka ani Piłkarzyków. Przez cztery godziny czytałam blogi wnętrzarskie i przeglądałam pinteresta. Czad.

Nie chce mi się. Nie chce mi się nic. Jest mi za ciepło, 

Mam na aparacie milion zdjęć do notek na bloga, ale nie tylko nie chce mi się ich obrobić i tych notek napisać - nawet mi się nie chce zrzucić ich na komputer. Nawet zdjęcie w tej notce jest od Rudej, bo nie chciał mi się szukać własnego.

Nie chce mi się. Kompletnie nic mi się nie chce. 

Miałam wczoraj egzamin, a w poniedziałek idę ostatni raz do szkoły. I mi smutno. Bo ja lubię chodzić do szkoły.

Nie chce mi się. Nic mi się nie chce.

Nieprawda. Chce mi się dreadów. Chce mi się czytać. Chce mi się czegoś spektakularnego. Chce mi się pisać. Chce mi się myśleć. 

Wiec myślę. Myślę, że przestaję się mieścić w skrapowni, bo zbyt wielu rzeczy się nauczyłam. Bo nie mogę się zdecydować, więc mam i papiery, i maszynę do szycia, i filc, i czesankę, i farby, i lalki. A półek coraz mniej... Myślę, jak to poustawiać, żeby się zmieściło, żeby upchnąć gdzieś jeszcze jakąś półkę albo jeszcze lepiej regał.

Więc piszę i mam nadzieję, że będzie z tego coś spektakularnego. Że zrobię rewolucję. Że coś się zmieni.

Więc czytam. Dawno nie miałam takiego urodzaju, odpalam książkę od książki.

Więc kupię sobie dready. Tym razem na tymczasem, żeby i wilk się najadł, i owca przeżyła.

Burza zmyła upał. Jeszcze ja słychać. Jeszcze świeci. Środek nocy, a tu coś takiego. Cudowne, najpiękniejsze zjawisko. Katharsis dla przyrody.


Chyba zrobię sobie wakacje. I będę tylko czytać, pisać i myśleć. Przez jakiś czas nie będę się przejmować.