sobota, 28 kwietnia 2012

Chodzi!

Uprzejmie donoszę, że Wojtuś robi sam samodzielnie i samotnie dwa do czterech kroczków. Pięknie robi i cudownie. Zachwycamy się wszyscy.

piątek, 27 kwietnia 2012

Może morze?

No to już. Przepadło. Bilety kupione - musimy jechać. Nad morze, we wrześniu.

Nawet już załatwiliśmy opiekę dla cztech kotów, chociaż mamy dopiero trzy. No ale do września już będziemy mieć cztery. Teraz jeszcze musimy jakoś logistycznie to rozwiązać, żeby biedny Tofik nie musiał jeździć między trzema domami. Ale to później. I jeszcze musimy kupić różne rzeczy. Na przykład:
- stój kąpielowy dla Mila
- wiaderko dla Wojtusia
- latawiec typu skrzydło dla Żura
- namiocik plażowy, żeby nam się dziecko nie usmażyło
- paletki do badmintona
- i różne inne rzeczy.

I jeszcze musimy się dowiedzieć jak się dostać z lotniska w Gdańsku na plażę w Karwii. Ale damy radę.

Ale się cieszę!

czwartek, 26 kwietnia 2012

Eh...

LO bardzo smutne, bo o [zuyx]. A [zuyx] już nie ma.Ale nic to, żyje się dalej.

Ulica Ptasia, cytat ptasio-farbenowy, chmurka akrylowa pomaziana Disstressem, piórka odzyskane z kolczyków. Bardzo ładny, bardzo smutny skrap:


I śpiące zue:


niedziela, 22 kwietnia 2012

Stek bzdur

Czyli o wszystkim i o niczym.

Jestem guodna. Znaczy się odchudzam i dziś na przykład jadłam biust kurzęcy sztuk jeden i jabłko, również sztuk jeden. Za to jutro mamy w jadłospisie stek, a propos steków. Obrzydlistwo totalne. Ale pocieszam się, ze będę piękna i szczupła.

Natomiast moje dziecko wygląda jakbym je regularnie biła. Ma podbite oko, pręgę na policzku i posiniaczone piszczelki. A wszystko dlatego, że wszedł z drugiej strony krzesła, żebym nie widziała, że idzie do komputera. Zobaczyłam. I usłyszałam, bo w międzyczasie grzmotnął się o półkę. Brwią. Stąd limo i rozcięta powieka. Pręga na policzku nie wiem skąd, ale podejrzewam, że zrobił ją sobie jak wskoczył na główkę do pudełka z zabawkami. Nawet nie płakał, tylko patrzył na mnie zdziwiony i machał nóżkami nad pudełkiem. Wyciągnęłam. Siniaki na nóżkach od wchodzenia na schody i wskakiwania do pudełka metodą podciągania się na rączkach trzymając się krawędzi od wskakującego oddalonej. Wtedy pierwsze w pudełku lądują kolanka i całe nóżki obijają się o zabawki. Potem wstaje i próbuje wyleźć z drugiej strony pudełka (bo oddziela ono wojtkową stronę pokoju od nikowej). Po jakimś czasie się nie udawania rezygnuje i woła, żeby go wyjąć. A za jakieś 15 minut próbuje znowu. I tak w kółko, cały dzień. A potem jest cały posiniaczony. A ja go naprawdę nie biję!

A jeszcze mój znajomy zespół dostał się na listę. Wprawdzie nie jest to taki prestiż jak lista trójkowa, ale cieszy. I jakby ktoś chciał na nich zagłosować to proszę tu. Głosujemy na The Called - Wyjdź z łodzi, są na razie na samym końcu.

Czy ja już wspominałam, że jestem guodna? Więc pójdę spać, jak sie śpi to nie trzeba jeść. Dobranoc.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Gitarra

Przyniosłam Mężu gitarrę. Ze śmietnika. Jakom córka swego ojca zbieracza.

Gitarra jest prawie-całkiem-dobra, ma jeno pokruszone coś o czym Męż mówi per siodełko i co, według niego nie jest żadnym problemem. Jak ją zobaczyłam na tym śmietniku to miała jeszcze wszystkie struny (jedną pękniętą) i odniosłam wrażenie, że ktoś wyrzucił gitarrę, bo mu struna pękła właśnie.

Tak czy owak - Żuru ma nową gitarrę. Znaczy dla niego jest ona nowa, w ogóle to już trochę zużyta. Ale się cieszy i ją głaszcze. A ja sobie myślę, że w sumie mam prezent rocznicowy dla Męża odbyty, haha :P

Teraz... Znaczy nie teraz, ale w najbliższym czasie, będziemy gitarrę drapać, malować i lakierować. Znaczy Żuru będzie drapać, ja będę malować, a lakierować to jeszcze nie wiem kto. Żeby była śliczna. Mam już na nią pomysł :)

środa, 11 kwietnia 2012

Pracnie

Dzisiaj rano było tak:



A od godziny 14.26, kiedy zdjęłam czarną koszulkę z napisem NERO, oficjalnie przestałam być kawiarką, a stałam się wolnym człowiekiem.

I never ever k... more Agi!

czwartek, 5 kwietnia 2012

Dziecko punk rocka.

Popełniłam straszny błąd wychowawczy. Brzmi okropnie, zważywszy, że mój syn ma dopiero 11 miesięcy. A już jest nie do odrobienia. Ten błąd w sensie. Ale od początku.

Jak byłam mała to przy usypianiu zawsze kazałam sobie śpiewać "o lali". Kołysanka ta jest prosta, nudna, ma strasznie monotonną melodię, czyli jest do usypiania najlepsza. Ale nie aż tak, żeby usnąć od razu. Więc moja Matka, ewentualnie Siostra musiały ją śpiewać po kilkanaście(dziesiąt) razy. W efekcie - Moja Siostra Królewna jej szczerze nienawidzi.

Słowa idą mniej-więcej tak:

Mam lalę, śliczną lalę, w różowej sukience,
Jak mi będzie płakać wezmę ją na ręce.
Utulę, upieszczę małą mą córeczkę,
A potem w wózeczku pohusiam chwileczkę.
Luli, luli, husi, husi, zaśnij moja mała...
Ja będę przy tobie cichutka siedziała.

Ponieważ, jak już pisałam, jest prosta, nudna i monotonna, jak urodziło mi się dziecko, to od małego-całkiem-malusieńkiego, jak go usypiałam, to śpiewałam ją właśnie. Albo nuciłam. Albo na zmianę. No i teraz moje dziecko, jak tylko słyszy charakterystyczną melodię to - w zależności od tego czy idzie spać czy nie - albo zaczyna się uśmiechać i tańczyć, albo uśmiecha się, zamyka oczka i poklepuje śpiewającego po ręce, powolutku zasypiając.

A ja głupia śpiewam. Ale ponieważ, idąc za przykładem mojej Siostry, również zaczynam jej szczerze nienawidzić to zaczynam wymyślać słowa alternatywne, żeby nie zwariować:


Mam lalę, śliczną lalę, w różowej sukience,
Jak mi będzie płakać pourywam ręce (vel. głowę jej ukręcę).
Posolę, popieprzę małą mą córeczkę,
A potem nad ogniem przypiekę troszeczkę...

I tylko mi brakuje dwóch ostatnich linijek. Wymyślę. Gwoli informacji - Dziecię, przy słowach alternatywnych, zasypia tak samo dobrze. Wiadomo, dziecko punk rocka.

Znowu zielony...

I znowu ze mną i Mężem mym w roli głównej. Ale tym razem zdjęcie trochę świeższe, tak gdzieś sprzed pół roku tylko. To nieźle jak na mnie, nie?


Jakby ktoś nie zauważył - to rurki są, takie do napojów. A cytrynki z resztek papierów w pasujących kolorach zrobiłam. Całkiem mi nieźle, moim skromnym zdaniem, wyszło.

Jeszcze zbliżenie: