I
Wojtuś i Żuru wychodzą do przedszkola.
Wojtuś: A gdzie moja kurteczka?
Żuru: No przecież masz ją na sobie.
Wojtuś: Ale taka zielona kurteczka!
Żuru: No masz zieloną kurteczkę, już założyliśmy.
Wojtuś: Taki zielony bag!
Żuru: Aaaaa! Teczka!
II
Mil: Wojtek, sięgniesz, żeby zapalić światło?
Wojtuś (przejęty swym smutnym losem): Nie mogę, jestem taki za malutki...
III.
Wojtuś: Żuru...
Mil: Może "tatusiu"?
Wojtuś: Moze Paweł? Hyhy, śmiesznie.
IV
Żuru sprząta w pokoju dziecięcym.
Wojtuś: Czy mogę ci w czymś pomóc?
Żuru: Tory trzeba pozbierać...
Wojtuś: No to nie.
I poszedł...
A na zakończenie trzy słowa - najpiękniejsze - w wykonaniu mojego syna:
- marańcze, czyli pomarańcze,
- skudne, czyli paskudne
i najlepszy moim zdaniem:
- mirondon - pomidor :D
u nas funkcjonują od lat ponad trzydziestu kahale jako ziemniaki, w genach to mamy
OdpowiedzUsuńHe dzieciaki to dopiero słowotwórstwo tworzą Zosia też różności wymyśla :)
OdpowiedzUsuńMirondon najlepszy!! Dzieci są absolutnymi geniuszami językowymi.
OdpowiedzUsuń