A właściwie w dwóch szklankach. Po nutelli.
Trzymam go (tego maja) na stole. I mi pachnie...
|
Konwalie uratowałam przed śmieciami, które moja sąsiadka zostawia w ogródku... Znaczy w na takim wybetonowanym kawałku między płotem a domem zostawia śmieci, a konwalie rosły przyduszone przez irysy na kawałku ziemi między betonem a płotem. To wyciągnęłam - niech mają śmierć w sympatyczniejszym otoczeniu- w moim salonie, na świętym stole. |
|
Bez ukradłam. po chamsku, w biały dzień, z cudzego ogródka. |
Chwała Ci za uratowanie od śmierci konwalijek. A tego bzu toś się dużo nie nakradła. Albo wprawy nie masz, alboś nie-cham...
OdpowiedzUsuńA ja chodzę codziennie koło bzu i jakoś nie mogę go ukraść... i tylko się zastanawiam czy jestem taki tchórz, czy taka praworządna ;)
OdpowiedzUsuńja z tych tchórzliwych, tylko sobie wmawiam, że na krzewie to dłużej będzie pachniał. A prawdę mówiąc to Twój stół zdobią moje dwa najulubieńsze kwiaty - zapachy ahhhhhhhhhhhh
OdpowiedzUsuńTaka ilość to raczej pod kradzież nie podchodzi. Kiedyś przyniosłam do domu pół drzewa, to była kradzież! Na szczęście drzewo dzikie, więc wyrzutów sumienia większych nie miałam.
OdpowiedzUsuńTe konwalie to widać, że bidne