Zainspirowani przez Makówkę, dzisiejszy poranek spędziliśmy na robieniu sowy :) Ona wprawdzie robiła motyle, ale stwierdziłam, że sowa będzie lepsza dla mojego dwulatka - przede wszystkim dlatego, że sowa to w języku dwulatka jest jakiś dźwięk, a motyl to tylko obrazek, więc o sowie będzie mógł opowiedzieć.
Zdjęć z samej produkcji nie posiadam - musiałam ciąć taśmy, żeby dwulatek miał co naklejać. Ale są zdjęcia z gotową już sową:
Która idealnie pasuje na rączkę dwulatka, więc została pacynką:
I z zaprzyjaźnianiem się z taśmami, które okazały się być cudownymi zabawkami:
Tak, na stole leży koc. Ale nie na stałe - tylko na czas sprzątania w skrapach, wczoraj rozpoczętego. Jeszcze mi papiery do posprzątania zostały i mogę skrapować!
Ale świetna sowa Wam wyszła! Cudna! Jejku, a ja swoich taśm bronię jak niepodległości i nie daję nikomu...
OdpowiedzUsuńCudna ta sowa. Zainspirowałaś mnie na najbliższe, wolne od spacerów popołudnie :)
OdpowiedzUsuńTylko u mnie nawet cm taśmy nie uwidzi. Będę musiała znaleźć zamiennik.