Od kogoś, kto wyjechał wtedy do Stanów Zjednoczonych, co ja, małe dziecko, strasznie przeżyłam, choć widywałam tego kogoś jedynie raz w roku. Ale ten wyjazd zwiastował to, że już nigdy się nie spotkamy.
Ten ktoś był dla mnie zawsze niedoścignionym wzorem.
Ten ktoś - prawdopodobnie nieświadomie - uformował w pewnym stopniu to kim dziś jestem.
Ten ktoś, choć jak najbardziej realny, wydaje mi się być zupełnie z innego świata.
Popłakałam się ze wzruszenia, jak przeczytałam tę wiadomość. Przeczytałam, że mnie pamięta, że postara się wesprzeć, że się cieszy i że się o mnie modli. Teraz boję się odpisać, bo nie wiem czy nie zniknie!
Ten ktoś to Ciocia, która na wczasach rodzinnych, na które jeździłam z moimi rodzicami, prowadziła zajęcia biblijne dla dzieci. Najlepsze jest to, że pamiętam tylko jedne takie! Historię o Jonaszu, podczas opowiadania której stół przykryty ciemną narzutą był wielką rybą, w której brzuchu siedzieliśmy.
To ona mnie zainspirowała.
To ona pokazała mi, że można inaczej niż wszyscy.
To ona pokazała mi, że uczenie dzieci i opowiadanie im o Bogu i Biblii to przede wszystkim wielka radość.
To ona, ośmioletniemu dziecku, zaszczepiła chęć przekazania tego dalej.
A teraz do mnie pisze. Odpowiedziała na wiadomość, którą wysłałam do jej męża, bo na nią nie mogłam znaleźć namiaru. Odpowiedziała i jest realna.
Już nie plasuje się między dziadko-wujkiem Waldkiem, zmarłym gdy byłam w gimnazjum, a Józefowem, w którym spędzałam wakacje od urodzenia do około 9 lat. Jest prawdziwa. Jest tu i teraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Powiedz mi co o tym myślisz :)