sobota, 19 lipca 2014

Dzień z życia Mili

Wprawdzie ostatni dzień wyzwania Uli był wczoraj, ale m oj komputer odmówił posługi, więc nadrabiam dziś. Na obcym komputerze, bo mój dalej nie służy.

Temat to mój typowy dzień.

Stwierdziłam, że opisywanie Wam co po kolei robię w jakich godzinach będzie nudne, więc zapraszam na fotorelację. Coś jak spy day u Lucy. Zobaczcie, na co wczoraj patrzyłam:

Około 6.30 w naszym łóżku, w którym od godziny jestem sama, pojawiają się krasnoludki. Żeby mi smutno nie było. Więc włączam im bajkę, żeby choć trochę zniwelować skakanie mi po brzuchu i usiłuję spać dalej...


... aż do 7.30, kiedy to już naprawdę muszę wstać i nakarmić głodomory. Wczoraj na śniadanie dzieci dostały kaszkę z cynamonem, a ja owsiankę z żurawiną:



Po zjedzeniu, umyciu różnych części ciała, ubraniu się i pościeleniu łóżek - ruszamy po pciola. Przedszkola znaczy.



I oto jest! Wojtuś macha i leci do dzieci.



A ja i Lula idziemy po małe zakupy...


... i wracamy do domu, gdzie gadamy chwilkę z Babcią.


Potem Lusia idzie spać, a ja oddaję się przyjemności korzystania z wolności: wczoraj czytałam, malowałam paznokcie i piłam herbatę.


Około 12.30 Lula wstaje i idziemy po przedszkola po Wojtka.


Wojtek z drogi powrotnej robi sobie tor przeszkód:










I wreszcie docieramy pod dom...


Po powrocie z przedszkola trochę się bawimy.


Aż do 14.30, kiedy dzieci mają czas na bajkę,

Komputer nie działa, bajka w małym formacie...
a matka na posprzątanie kuchni i zrobienie obiadu.


Dzieci oczywiście bajką szybko się nudzą i w efekcie lądują w kuchni, na krześle pod oknem, gdzie wypatrują powrotu tatusia:


A potem zjadamy ten obiad, com go ugotowała:


A po obiedzie dziećmi zajmuje się ojciec, a matka albo sprząta, jak ma coś do posprzątania, odpoczywa, jak nie ma nic do roboty, albo - jeśli jest akurat piątek - ma wychodne. Wczoraj był piątek w związku z czym pospacerowałam sobie do mojej Siostry...



... gdzie dostałam kawę i gofry z bita śmietaną i malinami,


obcięłam jej włosy


i pomalowałam paznokcie na różowo.


Potem, koło 20 wróciłam do domu, w którym urzędowali faceci i dzieci i zastałam taki widok:


Po poleceniu ogarnięcia bałaganu i popapaniu Szfagrowi i Nikowi, dzieci zostały oddelegowane do łóżek,


A jak już wreszcie zasnęły, ja i mój Mąż oddaliśmy się przyjemnościom, czyli oglądaniu Gry o Tron.


I dobranoc :)

4 komentarze:

  1. jaka lusia już duuuuża. nie mówiąc o wojtusiu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Super dzień :) I świetna prezentacja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miła, spokojna codzienność:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajna forma, ja wciąż nie mam odwagi zamieszczać własnych zdjęć :D

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)