Moje dziecko:
- chodzi za kotami i robi cici-cici,
- miauczy, jak go pytam jak robi kotek, ale rzadko, częściej na żywego kotka, albo pluszowego,
- jak znajdzie ruską książkę od Eleny to wyje ("uuuuuuu!") jak wilki i robi "niam-niam" jak miś,
- pokazuje gdzie ma brzuch/pępek, zamiennie,
- jeździ po dywanie autkami i robi "brrrrr",
- klaszcze językiem naśladując konika.
Resztę umiejętności typu "jak robi" i "gdzie jest" ma daleko w tamtych spodniach. Tymi też się zbytnio nie chwali.
Za to umie wejść na parapet i potrafi godzinami stać i patrzeć na samochody jadące na dole. Umie też wejść na samą górę swojej szafki na zabawki (taka potrójna z IKEi). I umie wejść i zejść po schodach. Znaczy to ostatnie umie już dawno, ale doskonalimy te umiejętność, bo mieszkamy na drugim piętrze, a ja, jako, że ciężarna to nie będę znosić ze schodów i wózka i Wojtka, a wnosić Wojtka i zakupów. Wojtuś musi biegać. I biega. Na górę sam, na dół za rączkę. Sam też umie, ale jak mu się za bardzo śpieszy to spada, więc wolę jednak, żeby chodził za rączkę.
Nie, prócz tych kilku słów, które umie od dawna, nie nauczył się niczego innego. Nadal porozumiewa się przez "mama", "am", "bam", "idę" i kiwanie albo kręcenie głową. No i niezawodny palec wskazujący. Koniec doniesień.
Jeszcze woła: "Lela, Lela". Chyba zapomniałaś ;)
OdpowiedzUsuńFakt, zapomniałam.
OdpowiedzUsuń