poniedziałek, 10 listopada 2014

Łąkę pełną maków...

Byliśmy wczoraj w Muzeum Wojny.


Kiedyś było to nasze ulubione muzeum - blisko, z pięknym parkiem i ciekawą zawartością. Potem się przeprowadziliśmy, a muzeum na jakiś czas zamknięto, bo je przebudowywali. Otwarli ponownie dla zwiedzających w lipcu tego roku. Moje chłopaki już tam po otwarciu byli, a ja dopiero wczoraj pierwszy raz.

Jakie teraz jest? Niby inne, a takie samo. Ciekawie jest zobaczyć te same eksponaty co kiedyś ale w zupełnie innej, nowoczesnej oprawie.

Minus: wystawa o I Wojnie Światowej jest płatna, a kiedyś była darmowa. A do tego rozebrali naszą ulubioną łódź podwodną, pełną interaktywnych zabawek.

Plus: mam wrażenie, że duże rzeczy, typu czołgi są lepiej poukładane, opisane, wyeksponowane. Dawniej stało to wszystko w wielkiej sali i się chodziło bez ładu i składu od jednego do drugiego. Teraz wielka sala nie jest już taka wielka, a dużo więcej eksponatów jest w galeriach na piętrach, poukładane tematycznie co moim zdaniem bardzo całość porządkuje.

No i jest nadzieja - całość nie jest jeszcze ukończona, może wróci łódź podwodna?

Kilka kiepskiej jakości migawek:

Wnętrze samolotu.
Zabawki z okresu II Wojny Światowej
A tutaj w schronie - słuchamy wycia syren i odgłosów spadających bomb.
Na samej górze muzeum zrobili wielki taras, na którym, na sztucznej trawie rosną papierowe maki, zrobione przez zwiedzających muzeum. Dawniej te maki leżały pod jedną z bomb i w okolicach Dnia Pamięci ustawiano tam stoliki i udostępniano czerwony papier, druciki i guziki, tak, że można było sobie takiego maka zrobić i zostawić. Teraz wszystkie zebrano i wygląda to tak:


Autentycznie mnie zachwyciło.

Na koniec poszliśmy jeszcze na wystawę medali, ale nie mieliśmy już za dużo czasu, było to 15 minut przed zamknięciem... A tam najbardziej podobało się Wojtkowi. Po pierwsze dlatego, że w jednym miejscu pod sufitem wisiał rekin, a po drugie - bo między gablotkami na tej wystawie stoją maszynki do wybijania medali i każdy może sobie wziąć specjalną kartę z grubego papieru i na złoconych kółkach wybić własne medale. Wojtek dziś swoje medale zabrał do przedszkola, żeby pokazać pani...

Przed muzeum stoi kawałek Muru Berlińskiego - wczoraj mogliście oglądać go na googlach jako pierwszego ze wszystkich wysłanych do różnych miast fragmentów. W zasadzie mogłabym napisać, że poszliśmy akurat wczoraj do tego muzeum z powodu 25 rocznicy jego zburzenia, ale nie byłaby to prawda... Przypomniałam sobie o niej dopiero jak przed wejściem do budynku przechodziliśmy obok "naszego" fragmentu. Korzystając z okazji opowiedziałam troszkę mojemu Synkowi, tak odpowiednio do poziomu pojmowania trzylatka. Był autentycznie przejęty tym, że jeśli dzieci z rodzicami mieszkały po jednej stronie muru a babcia i dziadek po drugiej to nie mogli się wzajemnie odwiedzać...

Na koniec, jakby ktoś miał wątpliwości, czy naprawdę mieszkamy w Londynie - straszne zdjęcie z rąsi pod parlamentem:



Dlaczego wieża zegarowa jest czerwona? Z okazji zbliżającego się Dnia Pamięci (11 listopada), wyświetlane są na tej jednej ścianie spadające maki. Wyglądają pięknie - londyńczyków czytających ten wpis, jeśli jeszcze nie widzieli, zachęcam do tego, żeby przejechali się wieczorem nad rzekę :)

2 komentarze:

  1. ja bardzo lubię takie miejsca, nie dlatego, że lubię się bać ale tak czuję, że to jakiś nasz obowiązek żeby historię i życie ludzi w takich ciężkich czasach poznawać. podoba mi się bardzo, że całą rodziną "uczycie się" historii - a to zdjęcie na samym końcu jest mega słodkie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Idź na CBeebies i zobacz film co się nazywa "Poppies" - cudny jest.

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)