niedziela, 6 marca 2016

Lotniskowiec na podwyższeniu

To nie jest tak, że blog mi się znudził i że porzuciłam blogowanie. Tylko ja ostatnio naprawdę nie mam czasu. Nie mam czasu na życie wirtualne, bo bardzo żyję w realu. Wszystkie szkoły i przedszkola; mój Mąż w zasadzie dwa dni w tygodniu zupełnie nieobecny, bo w nocy w pracy, w dzień w szkole, śpi mimochodem; goście, goście i wzmożone siły twórcze robią swoje. Siły twórcze wzmożone dlatego, że zaczęłam wreszcie malować moje lalki (kiedyś wam pokażę... Jak im zrobię zdjęcia i będę mieć czas je obrobić :D), w końcu zdecydowałam się podnieść artżurnalową rękawicę - i mi się spodobało, a także dlatego, że usilnie dostosowuję nasze mieszkanie do potrzeb. Potrzeby te niekoniecznie są potrzebami mojego Męża (bo On raczej zmian nie lubi, jego potrzebą jest święty spokój), ale już moimi i dzieci owszem.

Ostatnią naszą potrzebą było przerobienie sypialni. Głównie dlatego, że z powodu a) klimatu panującego w Wielkiej Brytanii, b) częściowego zastawienia kaloryfera i c) braku przewiewu przy ścianie szczytowej budynku, na tejże ścianie w sypialni urósł nam dorodny grzyb. No i trzeba było coś wymyślić, szczególnie, że akurat pod tą ścianą stało łóżko, w którym zdarza się, że sypiają dzieci.

Pierwszym pomysłem (oczywiście po wyczyszczeniu i ściany...) była przeprowadzka, ale ponieważ w tym kraju grzyb jest zawsze w mniejszym lub większym stopniu, a w tym akurat mieszkaniu mamy a) niski czynsz, b) fajnego właściciela, c) niezły metraż i świetny rozkład, d) nową kuchenkę i piekarnik, a także e) obiecany remont łazienki, to na przeprowadzkę brakło chęci i motywacji, nie mówiąc już o kasie, której od początku nie było :) Pozostało nam więc przestawić meble tak, żeby odblokować kaloryfer i narażoną na wilgoć ścianę.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić, bo sypialnia to nasz najmniejszy pokój (wcześniej mogliście ją zobaczyć w roli mini-salonu i pokoju dziecięcego, również mini), ma 2,40 m na 3,50 m, kaloryfer jest na środku ściany, okno na środku drugiej ściany, na trzeciej ścianie jest wnęka o wymiarach 98 cm na 30 cm, a drzwi ( na tej samej ścianie co kaloryfer) otwierają się na jedyną całą ścianę w pokoju. Do tego jeszcze nasze łóżko ma rozmiar lotniskowca, czyli 1,80 m na 2 m i nie jest jedynym meblem, który ma w sypialni stanąć, bo musi się jeszcze zmieścić conajmniej jedno biurko.

Nie da się? Jasne, że się da! Powiem więcej, zrobiliśmy to tak, że prócz lotniskowca i miejsca na dwa (!) biurka, mamy jeszcze dużo miejsca na przechowywanie i miejsce do zabawy dla dzieci. A jak? A tak:


Zbudowaliśmy sobie łóżko na podwyższeniu! Na razie będzie tylko łóżko, bo w miejscu na biurka jest jeszcze remontowo. Ale, ale - chcecie wiedzieć jak to jest zrobione?

Wszystko w oparciu o sosnowe meble z IKEi, kupowane w czasie pierwszego meblowania naszego pierwszego mieszkania. W ciągu tych paru lat sosnowość nam (no dobra, mnie...) się znudziła więc:

  • komody RAST to podpora zewnętrzna łóżka. Służą nam dalej do przechowywania ubrań, są w tym całkiem niezłe. Trzy na długość i dwie na szerokość. Na roku jest między nimi przerwa, dla lepszej wentylacji, ale nie tylko;
  • stół INGO, który poszedł w odstawkę po tym jak znalazłam na ulicy nowy, cudownie piękny stół na kutych nogach, przydał się jako podstawa przeciwległego kąta;
  • deski składowe regałów ALBERT zostały skręcone w kratki, które podtrzymują nam materac pomiędzy stołem a komodami.
Do tego kilka dodatkowych desek (na klapę zakrywającą właz, na róg pomiędzy komodami i na barierkę), kilka garści wkrętów i parę sztuk innego żelastwa i oto stoi - łóżko na podwyższeniu, z miejscem do przechowywania - nie tylko rzeczy codziennego użytku (komody) ale też rzadziej używanych typu dodatkowe kołdry czy pokrowce na gitary. No i jeszcze - całkiem niechcący - udało nam się zrobić świetną kryjówkę dla dzieci:




Dzieci spokojnie wchodzą przez dziurę w roku między komodami, a w środku mają trochę poduszek i lampkę. Uwielbiają się tam bawić :)

Drzwi oczywiście się do końca nie otwierają, ale szczęśliwie nie jestem jeszcze taka gruba, żeby się nie zmieścić. Zresztą, nigdy nie otwierały się do końca, zawsze coś za nimi stało, w końcu jest tam jedyna ściana w tym pokoju bez żadnych niespodzianek.




Do łóżka wchodzimy po schodkach - przynajmniej ci mniejsi. A schodki świetnie mieszczą się w przerwie między komodami:


No i jeszcze o stylu panującym w naszej sypialni... Jak widać celuję w boho, ale nie jest to, jak mogłoby się wydawać podążanie za modą - to już raczej moda podąża za mną ;P. Ja miałam boho, jak wszędzie indziej panował jeszcze klimat skandynawski! Aczkolwiek łapacz snów, który wisi nad łóżkiem to pierwszy w mojej karierze. Bo co się będę rozdrabniać, celuję od razu w wielki format :) Tyle, że jeszcze jest nieskończony, bo wyplatałam go wczoraj i skończyły mi się wstążki.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz mi co o tym myślisz :)