Sypiam wtulona w twoją koszulę
czerwoną, flanelową, ciepłą.
Dni spędzam z nosem przy twoim mostku
do Therabithii.
Mój
Niemój
Nazawsze
Nachwilę
Siódmapiętnaście
w myślach dzień dobry.
Dwudziestatrzeciaczterdziescipare
snów.
Mój
Niemój
Nazawsze
Nachwilę
Smssmssmssmssms.
Wibracje na zajęciach.
Wibracje w autobusie.
Podskakuję. Uśmiecham się.
Mój
Niemój
Nazawsze
Nachwilę
Jest tylko jedno pytanie...
Mój.
Na zawsze.
środa, 27 maja 2009
niedziela, 24 maja 2009
Juwenalia! Juwenalia!
No i posprzątałam. Posprzątałam! Posprzątałam i co? I przyszła hołota i zaś nabałaganiła.
Bo to było tak. Przewidziane do spania u mnie w nocy dzisiejszej były trzy dziewczyny. Łóżek jest trzy w tym jedno podwójne, więc ze mną akurat. Ale nie! Nie-wiadomo-skąd wzięło się jeszcze dwóch facetów, którzy nie mieli jak wrócić do domu i jedno łóżko zajęli (to najmniejsze hihi). Więc mi się Kokos, który miał spać na osobnym łóżku wbił do mojego. A moje łóżko jest małe też! I musiałąm sie przytulać do sciany (no bo przecież nie będę do Kokosa...)! I to jest zue. Ale i tak miałam lepiej niż Glan, któremu podczas snu na jednym małym łóżku z Miśkiem zwisał poza łóżko jeden półdupek.
Nie no, nie jest tak źle, trochę tu tylko ogarnąć trzeba.
Ale fajnie było. Koncert Strachów, podczas którego wydarłam pod scenę, żeby zobaczyć Grabaża (ooooch...) i inauguracja Lygi, i podpisy pod petycją o ustanowienie Dnia Przytulania, i w ogóle cudownie. Luuuuuuuuubie juwenalia :)
O, pusta butelka po soku - kogoś chyba rano suszyło...
I na desrek - zdjęcie z inauguracji Lygi. Po prawej stronie na dole - łoś norweski, nasze logo.
Bo to było tak. Przewidziane do spania u mnie w nocy dzisiejszej były trzy dziewczyny. Łóżek jest trzy w tym jedno podwójne, więc ze mną akurat. Ale nie! Nie-wiadomo-skąd wzięło się jeszcze dwóch facetów, którzy nie mieli jak wrócić do domu i jedno łóżko zajęli (to najmniejsze hihi). Więc mi się Kokos, który miał spać na osobnym łóżku wbił do mojego. A moje łóżko jest małe też! I musiałąm sie przytulać do sciany (no bo przecież nie będę do Kokosa...)! I to jest zue. Ale i tak miałam lepiej niż Glan, któremu podczas snu na jednym małym łóżku z Miśkiem zwisał poza łóżko jeden półdupek.
Nie no, nie jest tak źle, trochę tu tylko ogarnąć trzeba.
Ale fajnie było. Koncert Strachów, podczas którego wydarłam pod scenę, żeby zobaczyć Grabaża (ooooch...) i inauguracja Lygi, i podpisy pod petycją o ustanowienie Dnia Przytulania, i w ogóle cudownie. Luuuuuuuuubie juwenalia :)
O, pusta butelka po soku - kogoś chyba rano suszyło...
I na desrek - zdjęcie z inauguracji Lygi. Po prawej stronie na dole - łoś norweski, nasze logo.
sobota, 23 maja 2009
Takie tam...
...narzekania.
Ponarzekam se, wolno mi, kto bogatemu zabroni.
Nie mamy mieszkania. Szukamy, dzwonimy i nie mamy.
Za to mam sesję. Samo słowo "sesja" napawa mnie wstrętem. Nie to, żebym się bała, że wylecę ze studiów - nie wylecę. Zbiorę się w sobie i skończę z pełnym indeksem, o to się nie martwię, tylko jakoś tymczasowo nie mam siły, żeby się zebrać. Tymczasem muszę napisać dwie prace, konspekt lekcji, jedno dyktando (dwa już mam), trzy sytuacje motywacyjno-problemowe, dwie karkówki z końcówek, kolosa z gramatyki i wypełnić kartę obserwacji lekcji. Kolosa z językoznawstwa nie muszę pisać, ale chcę, z tym, że nie wiem co mi z tego chcenia wyjdzie. A, jeszcze egzamin z angielskiego, ciągle o nim zapominam. I to wszystko w ciągu najbliższego tygodnia. Czad. Chyba się muszę szybko zbierać. Znaczy szybko znaleźć siłę na zbieranie.
I muszę posprzątać. Na to też nie mam siły.
I podobno współpracuję z siłami ciemności. To prawie tak jak Orzech, który ma szatana w obojczyku.
...i radości.
Bo cieszyć też się mam z czego.
Załatwiłyśmy praktyki. Przerażające to ciut, ale jak trzeba to trzeba. No a tak to już mamy z głowy załatwianie przynajmniej.
A dzisiaj Strachy. Tak, zabieram mój tomik Grabaża, choć nie liczę na to, że go spotkam, to lepiej żebym go miała, a nóż widelec.
I Szumki przyjeżdżają. W środę. Na 3 (słownie: trzy, tak - TRZY!) miesiące. I się cieszę niesamowicie z tego.
Koniec. Idę sprzątać. Nie ma że boli. Przynajmniej jak już posprzątam to będę miała mniej do narzekania, a więcej do radości, nie? No.
Ponarzekam se, wolno mi, kto bogatemu zabroni.
Nie mamy mieszkania. Szukamy, dzwonimy i nie mamy.
Za to mam sesję. Samo słowo "sesja" napawa mnie wstrętem. Nie to, żebym się bała, że wylecę ze studiów - nie wylecę. Zbiorę się w sobie i skończę z pełnym indeksem, o to się nie martwię, tylko jakoś tymczasowo nie mam siły, żeby się zebrać. Tymczasem muszę napisać dwie prace, konspekt lekcji, jedno dyktando (dwa już mam), trzy sytuacje motywacyjno-problemowe, dwie karkówki z końcówek, kolosa z gramatyki i wypełnić kartę obserwacji lekcji. Kolosa z językoznawstwa nie muszę pisać, ale chcę, z tym, że nie wiem co mi z tego chcenia wyjdzie. A, jeszcze egzamin z angielskiego, ciągle o nim zapominam. I to wszystko w ciągu najbliższego tygodnia. Czad. Chyba się muszę szybko zbierać. Znaczy szybko znaleźć siłę na zbieranie.
I muszę posprzątać. Na to też nie mam siły.
I podobno współpracuję z siłami ciemności. To prawie tak jak Orzech, który ma szatana w obojczyku.
...i radości.
Bo cieszyć też się mam z czego.
Załatwiłyśmy praktyki. Przerażające to ciut, ale jak trzeba to trzeba. No a tak to już mamy z głowy załatwianie przynajmniej.
A dzisiaj Strachy. Tak, zabieram mój tomik Grabaża, choć nie liczę na to, że go spotkam, to lepiej żebym go miała, a nóż widelec.
I Szumki przyjeżdżają. W środę. Na 3 (słownie: trzy, tak - TRZY!) miesiące. I się cieszę niesamowicie z tego.
Koniec. Idę sprzątać. Nie ma że boli. Przynajmniej jak już posprzątam to będę miała mniej do narzekania, a więcej do radości, nie? No.
czwartek, 21 maja 2009
Kap
Wiesz, że łzy spadające na koszulę nie wydają dźwięku?
Ani te co spadają na spodnie.
Ani te, które wsiąkły w sweter.
Nawet te na kamiennych schodach...
Łez nie słychać.
Onomatopeja.
Ono ma topeja.
A co to jest topej?
Czy raczej - kto to jest Topej?
Ono nie ma topeja.
Ani nie ma Topeja.
Ja też nie mam.
A Ty nie słyszysz żadnego kap.
Kap na koszule.
Kap na spodnie.
Kap na pościel.
Kap na książkę.
Kap na komputer.
Kap na telefon.
Nie ma kap.
Onomatopeja to ściema.
Nie słyszysz moich łez.
Ani te co spadają na spodnie.
Ani te, które wsiąkły w sweter.
Nawet te na kamiennych schodach...
Łez nie słychać.
Onomatopeja.
Ono ma topeja.
A co to jest topej?
Czy raczej - kto to jest Topej?
Ono nie ma topeja.
Ani nie ma Topeja.
Ja też nie mam.
A Ty nie słyszysz żadnego kap.
Kap na koszule.
Kap na spodnie.
Kap na pościel.
Kap na książkę.
Kap na komputer.
Kap na telefon.
Nie ma kap.
Onomatopeja to ściema.
Nie słyszysz moich łez.
poniedziałek, 18 maja 2009
Pada śnieg...
Ponieważ mamy zepsuty zamrażalnik to jego wnętrze jakiś czas temu zaczęło przypominać wydrążoną w lodowcu grotę. Skutkowało to tym, że żeby zamknąć lodówkę musiałyśmy podstawić taboret. Jednakże nadszedł czas, kiedy taboret przestał pomagać, bo już nie mieścił się między lodówką a szafką. W związku z tym podjęłam trud odlodzenia lodówki.
W tym celu zaopatrzyłam się w nóż (ostry i krótki, ale duży, z grubą rączką), tłuczek do mięsa, miskę i takie coś do wyciągania klusek z wody, jak również dużo mało kulturalnych określeń na stan tego mieszkania w którym przyszło nam przebywać, w tym również lodówki.
W efekcie - lodówka się domyka, a my możemy sobie ulepić bałwana. Ktoś chętny?
(A teraz właśnie Borysko śpi smacznie pod moim łokciem. Odpoczywa po tym jak szczekał pod drzwiami od kuchni, bo nie chciałyśmy go wpuścić. Tak, szczekał. Borys jest wprawdzie kotem, ale szczekanie idzie mu znakomicie.0
W tym celu zaopatrzyłam się w nóż (ostry i krótki, ale duży, z grubą rączką), tłuczek do mięsa, miskę i takie coś do wyciągania klusek z wody, jak również dużo mało kulturalnych określeń na stan tego mieszkania w którym przyszło nam przebywać, w tym również lodówki.
W efekcie - lodówka się domyka, a my możemy sobie ulepić bałwana. Ktoś chętny?
(A teraz właśnie Borysko śpi smacznie pod moim łokciem. Odpoczywa po tym jak szczekał pod drzwiami od kuchni, bo nie chciałyśmy go wpuścić. Tak, szczekał. Borys jest wprawdzie kotem, ale szczekanie idzie mu znakomicie.0
czwartek, 14 maja 2009
O rekreacji i zachowaniach nie-tylko-ludzkich
Po dwuletniej przerwie założyłam rolki. A potem, w związku z dwuletnią przerwą, usiłowaliśmy znaleźć w chorzowskim parku kawałek równego chodnika - awykonalne. W związku z tym moja rekreacja była bardzo mizerna - ale była! Przy okazji zostaliśmy spisani przez policję, na wszelki wypadek, bo oni "mieli zgłoszenie, że ktoś w parku spożywa alkohol". Rekreacja bywa przyjemna, ale tylko bywa. Poza tym tradycyjnie musieliśmy połazić po drzewie, bo inaczej by nie było ważne.
Zachowań ludzkich nie rozumiem. Niektóre mnie wkurzają, inne tylko śmieszą, ale to nie zmienia faktu, że ich nie rozumiem. Aczkolwiek, nigdzie nie jest napisane, że wszystko trzeba rozumieć - nawet na lodówce.
Co do zachowań nieludzkich - koty skaczą, miauczą, biegają, jedzą kaszkę dla niemowląt, podjadają mamie suchą karmę, włażą w każdą dziurę, kradną mi telefon w nocy (bo ma taki fajny sznureczek za który można ciągnąć!) i liżą nas po stopach - mali fetyszyści. Są przecudowne.
Zachowań ludzkich nie rozumiem. Niektóre mnie wkurzają, inne tylko śmieszą, ale to nie zmienia faktu, że ich nie rozumiem. Aczkolwiek, nigdzie nie jest napisane, że wszystko trzeba rozumieć - nawet na lodówce.
Co do zachowań nieludzkich - koty skaczą, miauczą, biegają, jedzą kaszkę dla niemowląt, podjadają mamie suchą karmę, włażą w każdą dziurę, kradną mi telefon w nocy (bo ma taki fajny sznureczek za który można ciągnąć!) i liżą nas po stopach - mali fetyszyści. Są przecudowne.
poniedziałek, 11 maja 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)