Będzie krótko, bo tylko jedna mała książeczka... Chociaż powinny być dwie, ale druga się na sesję fotograficzną nie stawiła :) A ta jedna jest... po niderlandzku? W każdym razie została przywieziona przez moją Siostrę i Szfagra z Amsterdamu, jakieś trzy czy cztery lata temu, dla ich około trzyletniego wtedy synka.
Wygląda tak:
Szczerze to nie wiem co jest w niej napisane. Ale w sumie nie to jest najważniejsze. Bo ważna jest cała masa wydrukowanych na filcu małych obrazków, które nakleja się na filcowe tła w książeczce:
Kiedyś też można było je liczyć, ale ponieważ bardzo kochali ją wszyscy jej użytkownicy (Lusia jest trzecim z kolei), niektórych obrazków już po prostu nie ma tyle ile pokazuje obrazek z kluczem. Za to Lusia znalazło sobie jeszcze inną zabawę - dopasowywanie obrazków do klucza:
Ostatnio udało mi się kupić podobną książeczkę, tyle, że naklejki i strony nie są filcowe, a magnetyczne. To właśnie ta nie stawiła się na sesję :) W tej drugiej na każdej stronie jest księżniczka do ubrania. I ta z kolei jest angielska.
Dzieci bardzo lubią przyklejać naklejki, ale w zwykłych książeczkach jest to niestety zabawa na jeden raz. Tutaj zabawa jest wielorazowa, za każdym razem tak samo fajna :)
Ten wpis powstał w ramach akcji Przygody z książką
Mamy podobną, tyle, że po angielsku. Dzieci bardzo ją lubią, ja też. Jest tylko jeden mankament - części czasami giną, zazwyczaj tylko jedna i przyprawia mnie to o głęboki dyskomfort wewnętrzny :)
OdpowiedzUsuńFajne jest to że można te rzeczy wielokrotnie przyklejać... A nieznajomość języka? Zaws
OdpowiedzUsuń