Każda kawiarnia ma stałych klientów. I zawsze wśród stałych klientów znajdą się jacyś dziwacy.
Do mojego poprzedniego Nero przychodziła kobieta, która zawsze zamawiała "grande latte one shot with cream drink in" i przynosiła nam zdjęcia swojego psa. Jedno w końcu zawisło na mikrofalówce - nie mam pojęcia w jakim celu.
W Nero, w którym pracuję teraz spotkałam jak dotąd dwóch etatowych dziwaków. Pierwszy, który przychodzi wieczorami, to około osiemdziesięcioletni mężczyzna, trochę przerażający, bo mówi bardzo głośno i bełkocze, co jest prawdopodobnie spowodowane częściową głuchotą. Ale nie to jest dziwne. Dziwne jest to, że zawsze przychodzi na kawę z... portretem. Na portrecie jest mężczyzna pochodzący, sądząc po stroju, z czasów renesansu, w kapeluszy i z kryzą pod szyją. No i nasz klient sadza portret na fotelu, zamawia "grande latte one shot", siada naprzeciwko i rozmawia z portretem, a także ze wszystkimi którzy siedzą w okolicy, a jak nikogo innego nie ma to z nami. W zasadzie jest to smutne, bo trzeba być bardzo samotnym, żeby pić kawę z portretem... Tyle dobrze, że nie kupuje kawy dla sportretowanego.
Drugi etatowy dziwak, dla odmiany od pierwszego przychodzi rano. W zasadzie sie nie odzywa, no chyba, że widzi kogoś kto jeszcze nie wie jaka pija kawę. Jeśli już raz się go obsługiwało to zostaje w pamięci to, że zamawia grande latte, bo potem zostawia puszkę z pieniędzmi i idzie usiąść. Obsługujący go barista ma za zadanie po zrobieniu kawy wyjąć kasę z puszki, włożyć resztę do puszki i razem z kawą zanieść do stolika.
Swoją drogą... Ciekawe dlaczego wszyscy znani mi dziwacy piją grande latte...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Powiedz mi co o tym myślisz :)