poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Trzy niedziele w kupie - ósma, dziewiąta i dziesiąta!

Wbrew pozorom nie chodzi tu o długi weekend, który tak zwykł nazywać mój protoplasta, tylko o to, że z powodu braku internetu, przeprowadzki i takich tam nazbierały mi się aż trzy zdjęcia niedzielno-ubraniowe. Albo może tylko trzy bo powinno ich pięć być. No ale jedną niedzielę - tę następnego dnia po przeprowadzce - spędziłam w Ikei ubrana w to co mi się akurat udało znaleźć i nie było to zbyt wyszukane (w metaforycznym znaczeniu oczywiście, bo dosłownie to było właśnie takie - wyszukane pomiędzy workami i kartonami), a jedną spędziłam w łóżku, bo mi się nie chciało nic. Więc moje, postawione samem sobie wyzwanie się przedłuży, o conajmniej kilka tygodni.

No ale dosyć gadania. Wszak to notka zdjęciowa powinna być.

Niedziela ósma - znów czarno-czerwona:

Bluzka - Primark, spódnica i bolerko - taki jeden sklep na Peckham, co nie wiem jak się nazywa, buty - Clarks.

Dziewiąta niedziela - "czy ja aby na pewno nie mam za krótkiej spódnicy?" "Głupia jesteś!"

Sukienka - Esprit, jaczka - od Musi dostałam, buty (ślubne!) - Aldo.

I wreszcie ostatnia, wczorajsza, dziesiąta niedziela. Tak, znów obcięłam włosy i wreszcie jestem zadowolona. Tak, jestem w ciąży - to jest ta tajemnicza zmiana stanu fizjologicznego z poprzedniej notki. Co ciekawe - to jest dopiero 8 tydzień, a wyglądam... No tak:

Szarawary i torba - Camden Town, bluzka - Primark, sandały - Clarks.