piątek, 22 marca 2013

No to jestem :)

Wróciłam.

Po miesiącu walki Żura z konsultantami Pomarańczki, kiedy to średnio przez pół godziny na rozmowę musiał słuchać repertuaru Biebera - w końcu przyszedł pan monter (monster?) i naprawił co było zepsute. Tak, bo sygnał łaskawcy podłączyli nam już w środę! Dla niezorientowanych - nastąpiło to równo miesiąc po przeprowadzce. Po wizycie pana monstera-montera okazało się jeszcze, że nasz komputer nie widzi internetu, który jest, więc dziś Żuru znów musiał się umuzykalniać przez infolinię, ale w końcu zobaczył i już możemy łączyć się ze światem.

Donoszę, że mieszka mi się dobrze. I, że nadal jestem w ciąży, a termin mam na trzydziestego, jakby ktoś pytał, więc mam jeszcze czas.

Aktulnie zajmuję się nadrabianiem zaległości na Waszych blogach i kasowaniem spamu z poczty. Jak skończę to się odezwę!