Wróciłam.
Po miesiącu walki Żura z konsultantami Pomarańczki, kiedy to średnio przez pół godziny na rozmowę musiał słuchać repertuaru Biebera - w końcu przyszedł pan monter (monster?) i naprawił co było zepsute. Tak, bo sygnał łaskawcy podłączyli nam już w środę! Dla niezorientowanych - nastąpiło to równo miesiąc po przeprowadzce. Po wizycie pana monstera-montera okazało się jeszcze, że nasz komputer nie widzi internetu, który jest, więc dziś Żuru znów musiał się umuzykalniać przez infolinię, ale w końcu zobaczył i już możemy łączyć się ze światem.
Donoszę, że mieszka mi się dobrze. I, że nadal jestem w ciąży, a termin mam na trzydziestego, jakby ktoś pytał, więc mam jeszcze czas.
Aktulnie zajmuję się nadrabianiem zaległości na Waszych blogach i kasowaniem spamu z poczty. Jak skończę to się odezwę!
O jakiż Żuru umuzykalniony będzie teraz ;)
OdpowiedzUsuńwiadomo, co będzie śpiewał podczas golenia
Usuńwracaj wracaj :)
OdpowiedzUsuńPolecam termin 27 marca:-) Moja córa się urodziła 27 marca rok temu. Było fajnie:-) i jest fajnie:-)
OdpowiedzUsuńTak - 27 to dobry dzień. Moja córka co prawda urodziła się 8 lat temu i 27 ale grudnia, ale 27 to moja ulubiona liczba ;)
UsuńHurrraaa!! W końcu z nami ;P
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńA tak jak już jesteś w sieci to zapraszam na moje parysko - jajeczne candy
http://blogowanko-jagodzianka.blogspot.fr/2013/03/jajcarski-tydzien-dzien-siodmy-bardzo.html
To termin już już ;)
OdpowiedzUsuńMoże będzie prima aprilis ;) Takiego psikusa Małe Wam zrobi
witamy znów w blogosferze :)
OdpowiedzUsuń