środa, 14 października 2009

Garderobiana part II - muszę sobie kupić buty...

To straszne. Potworne wręcz i koszmarne. Muszę sobie kupić białe buty. A białe buty to zuo totalne.

A miało być tak pięknie... Miałam iść do ślubu w butach zielonych. Już nawet takowe kupiłam. Prześliczne. Płaskie, bo narzyczony niewielkich rozmiarów jest... Albo może ja jestem wielkich rozmiarów, w każdym razie jest ode mnie całe trzy centymetry wyższy. Zatem muszę mieć płaskie buty. No i kupiłam - przepiękne, płaściutkie, zieloniutkie pantofelki. Ale niestety. Suknię sobie potem znalazlam taką, że nikaj tych zielonych założyć nie mogę. I dupa. Trzeba było zostać przy pierwszej wersji sukni - wtedy by pasowały. Ale zachciało mi się spełniania licealnych marzeń...

No i teraz zielone buty nie przejdą. Muszę sobie kupić białe. I do tego na jak najmniejszym obcasie. I muszą być ładne. I jest to awykonalne.

Śni mi się to po nocach. Ostatnio śniło mi się, że szukam tych butów razem z moją siostrą. I nawet znalazłam, bardzo ładne, ale nie było białych, były tylko ecru. I nie chciałam ich kupić, więc sprzedawczyni powiedziała, że jak nie kupie to musze kupić trzy pary klapków - jedne żółte, jedne czerwone, jedne zielone. I tak dobrze na tym wyszłam, bo klapki każde kosztowały 20 zł, czyli razem 60, a te ślubne 130 zł. No ale szukałam dalej i poszłam nawet do sklepu z używaną odzieżą, bo stwierdziłam, że zawsze moge przemalowac jak baglady, ale tam były tylko glany i szczegółowy cennik dotyczacy tego za ile się glany skupuje - zależnie od koloru i stanu sznurówek. Kiedy w następnym sklepie przywitała mnie pewna nielubiana przeze mnie znajoma, studiująca chemię, a nie sprzedająca w sklepie, stwierdziłam, że to już przesada. Na szczęście się obudziłam.

Białe buty to zuo totalne. Już to mówiłam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz mi co o tym myślisz :)