Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży.
Znaczy niedługo urodzę.
I nawet byłam dziś na wycieczce po szpitalu. Wycieczka była z prawdziwego zdarzenia, składała się z dwunastu ciężarnych, sześciu partnerów i pani położnej-przewodniczki, która te wyżej wymienione osiemnaście osób oprowadziła najpierw po porodówce, a potem po oddziale położniczym. Spotkaliśmy jedną rodzącą, która właśnie przyjechała na oddział (pan sanitariusz karetkowy ją przytransportował na wózku) - wywołała wśród ciężarnych nerwowy chichocik, obejrzeliśmy sale porodowe (dwie - jedną z basenem i jedną zwykłą) i sale poporodowe, a na koniec załapaliśmy się nawet na noworodka, co go mamusia właśnie gdzieś wiozła.
I tak sobie myślę - ja to jednak mam szczęście. No bo jakbym była w Polsce to bym musiała:
-> zapłacić za poród rodzinny - gdybym chciała rodzić z mężem,
-> zapłacić z pojedynczą salę - gdybym miała potrzebę rodzić bez towarzystwa innej położnicy,
-> zapłacić za ewentualny poród w wodzie,
-> zapłacić za ewentualne znieczulenie.
Tu nie muszę. Sal innych niż pojedyncza brak, poród rodzinny, możliwość korzystania z wanny i znieczulenie w standardzie.
Biedne te Polki na ojczyzny łonie. A już najgorsze jest to, że na przykład taka rodząca płaci lub jest gotowa zapłacić za poród rodzinny na pojedynczej sali, ale przyjeżdża do szpitala, a tam wszystkie sale pojedyncze zajęte, a na sali zbiorczej rodzi już inna kobieta, która na przykład nie życzy sobie, żeby jej się jakiś obcy chłop pałętał w okolicy podczas porodu - bo ma takie prawo i wcale bym się jej nie dziwiła. No i nici z porodu rodzinnego, chyba, że uznamy inną rodzącą za siostrę w bólu, ale ona nas na pewno nie wesprze, bo ma swoje dziecko do urodzenia.
Albo jakaś ciężarówka planuje poród w wodzie. W czasie ciąży nie ma do tego żadnych przeciwwskazań, wszystko idzie książkowo, więc gdy wybija godzina zero to jedzie do jednego z dwóch albo w ogóle jedynego w województwie szpitala, w którym dysponują wanną do porodów, a tam... Wanna zajęta.
Albo chce się ubezpieczyć na wypadek, gdyby nie mogła w czasie porodu znieść bólu, robi wszystkie badania, spotyka się z anestezjologiem, przygotowuje pieniądze na ZZO, a potem poród zaczyna się w nocy z soboty na niedzielę i po przyjeździe do szpitala okazuje się, że aktualnie na dyżurze nie ma żadnego anestezjologa i nie ma kto jej tego znieczulenia podać.
No i rodzi sobie biedna taka na zbiorczej sali, bez męża, na sucho, bo basen zajęty i bez znieczulenia, bo nie ma anestezjologa... I jeszcze ją natną, jak to w Polsce robią w 90% przypadków porodu siłami natury.
Ja to mam szczęście...