sobota, 19 listopada 2011

Słów kilka...

... O Wojtuśku.

Dziecko mi urosło. I nie chodzi mi nawet o to, że jest wielki i gruby, i waży prawie 7 kg (co może nie jest jakąś zawrotną liczbą, ale skoro jak się urodził to nawet 2,5 kg nie miał, to mamusia dumna z niego jest, bo wylazł ponad własną kreskę). Chodzi o to, że on zjada cały słoik.

Nie, nie karmię dziecka szkłem.

Zjada cały słoik obiadku dla niemowląt i pół słoika owocków. Nie na raz oczywiście. Każde na osobny posiłek. Ale zjada. Zaczął dwa dni temu. Poszedł z ojcem na spacer, wrócił, ja mu daję obiadek (wg etykietki był tam makaron z sosem pomidorowym i szynką), a on je. I doszliśmy do wysokości papierka, czyli tak gdzie zazwyczaj jedzenie kończył (otwierając buzię z ostatnią łyżeczką jedzonka w środku i stosując tzw. bierny opór czyli "a nie połknę i co mi zrobisz?"), a on je dalej. Dotarliśmy do połowy słoika czyli do jego dotychczasowego rekordu... A on je dalej. Bierny opór zastosował dopiero, kiedy na dnie były może dwie łyżeczki. A następnego dnia karmiła go ciocia jego, a moja siostra. Ja obiad gotowałam. Zjadł wszystko. I skończył jeść tylko dlatego, że jedzenie się skończyło, jakby słoik był większy - zjadłby więcej.

Gdzie jest mój malutki chłopczyk co to za posiłek uznawał tylko mleczko od mamusi?

2 komentarze:

  1. Znałam kiedyś jedną mamusię, która musiała swemu synkowi podawać jedzonko w butelce...po winie. Bo mniejsza ilość go nie satysfakcjonowała.
    Wszystko przed Tobą...
    A robią obiadki dla niemowląt w litrowych słoikach?

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)