poniedziałek, 6 stycznia 2014

Mamo nie siedź w domu! Czy to jest jakaś zorganizowana akcja?

Biorąc pod uwagę aurę, która panuje ostatnio u nas (leje...) postanowiłam coś zrobić, żeby nie wpaść w depresję. A na wpadanie w depresję najlepsze są:
- dzieci,
- dobre towarzystwo,
- ruszenie się z domu.

Łącząc to wszystko postanowiłam zorganizować wycieczkę. Wycieczka miała być niedaleko, pod dach (leje...), dziecioprzyjazna i skrapołącząca. Skrapołącząca bo udział wzięły kobiety skrapujące, co żadnych skrapów się nie boją z regionu (:D) plus Gabrysia, siostra jednej skrapującej (może też się kiedyś zarazi? Może już się zaraziła?). W celu ażebyśmy się poznały i może kiedyś na spotkanie skrapowe umówiły. Dziecioprzyjazna, bo udział wzięły dzieci nasze wszystkie, czyli Zuzia (7 lat? 6 lat? Nie wiem, pytajcie Mordoklejki), Niko (6 lat), Wojtek (2 lata i 8 miesięcy), Artur (2 lata i cztery miesiące), Milenka (rok i 9 miesięcy) i Lusia (9 miesięcy). Także rozrzut mieliśmy niezły.

Wycieczkę zorganizowałam i chyba się udała. Wybraliśmy się do Horniman Museum pooglądać mniej lub bardziej żywe zwierzątka. Z bardziej żywych było akwarium i mini farma, z mniej żywych wystawa zwierząt wypchanych i szkieletorków, co to się dumnie nazywa historią naturalną. Dzieci były zachwycone, dorosłym też się podobało, z tego co wiem :)

Zdjęć mamy mało, tylko Gabrysia zdołała jakieś zrobić, bo była jedyna z dzieckiem w miarę dużym, które nie postanawiało uciekać. No, Niko też nie uciekał, ani Lula, ale ponieważ Wojtuś już owszem to musiałam przekazać Lulę Paulince i każda z nas miała po półtora dziecka, co nie ułatwiało robienia zdjęć... Może następnym razem będzie lepiej, tymczasem kilka zdjęć autorstwa Gabrysi, która wykazała się dużym samozaparciem i zdołała zrobić jakieś nawet jak było ciemno!

Dzieci od lewej: Zuzia, Artur i Niko.

A tu Ewelina, Artur i Zuzia oglądają Aurelki. Meduzy znaczy, chełbie modre, aurelia aurita.

Niko, Zuzia, Artur i Wojtek na rafie koralowej.

I ten sam zestaw tylko w innej kolejności. Zuzia ma nawet profil a nie tylko włosy, co rzadko się zdarzało jakiemukolwiek dziecku, tak były zaaferowane rybkami, że tylko rybki mogły oglądać ich twarze.

A tu kawałek profilu ma też Niko!

I przechodzimy do mniej żywych zwierzątek - Artur i Zuzia.

A tu Wojtuś i Zuzia oglądają małpy. Zuzia małpkę udaje, więc się troszku rozmazała...

Mors się nie rozmazał, bo się nie ruszał :)

I znów żywe - Zuzia i owce.

A tu prawie cała nasza wycieczka: Zuzia gada z owcami, Milenka w wózku, do wózka przyczepiona Marta, mama Milenki, potem ja schylona nad wózkiem z Lulą, z tyłu Paulinka, Niko w czarnek kurtce i czerwonych rękawiczkach, a Wojtuś w zielonej kurtce już poszedł oglądać coś innego.
Cześć brakująca czyli Ewelina, Artur w wózku, ale go nie widać. Za to widać mnie :)
I króliczek na deser.
Ponieważ wycieczka się udało, postanowiłam zrobić akcję cykliczną. Kolejną planuję na następną przerwę w szkole, żeby dzieciaki szkolne czyli Niko i Zuzia też mogły iść. Wypada to jakoś w drugiej połowie lutego. Gdzie się wybierzemy? To tajemnica jeszcze nawet dla uczestników!

7 komentarzy:

  1. Fajnie to opisałaś :) Było bardzo sympatycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję udanej wycieczki :) tyle dzieci to małe przedszkole :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać po fotkach, że wyprawa udana :-) Półtora dziecka na głowę - super to obliczyłaś !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. I króliczek na deser... Mniam! :D

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)