Rodzisz się i na rączce umieszczają ci kawałek plastiku z napisem Ewy "C" Zielińskiej albo Anny "S" Kwiatkowskiej - w zależności od tego jak nazywa się twoja rodzicielka i co orzekł lekarz na temat twojej płci. Potem leżysz na oddziale noworodków, w takiej samej jak inne czapeczce , szczelnie owinięta bądź owinięty szpitalnym betem. Zero indywidualności.
Po miesiącu rodzice dają ci nadzieję, że jesteś kimś wyjątkowym, bo zgłaszając cię w USC nadali ci imię. Ono powinno cię wreszcie wyróżnić. Ale jak idziesz do przedszkola to się okazuje, że w grupie maluchów jest pięć Karolinek, trzech Dawidów i dwie Zosie, u średniaków , trzech Piotrusiów, czterech Kubusiów i trzy Hanie, u starszaków trzech Kacperków, dwóch Franków, cztery Julcie i dwie Kasie, a w zerówce Karolinka, Dawid, Zosia, Piotruś, Kubuś, Hania, Kacperek, Franek, Julcia, Kasia i cztery Anie. Odkrywasz, że to jak masz na imię nie znaczy, że jesteś indywidualnością.
W szkole donosisz ciuchy po starszym rodzeństwie i umiera w tobie powoli chęć bycia innym.
A potem masz piętnaście lat. Wreszcie umiesz zawalczyć o swoje. Naciągasz rodziców na glany, ścinasz i farbujesz lub zapuszczasz włosy - w zależności od płci, kupujesz naszywki na kilogramy, słuchasz starych dobrych zespołów, grasz w erpegi i zamiast "dzień dobry" mówisz "anarchia". Wreszcie jesteś inny! Taki jak chciałeś! Twoja indywidualność ujrzała światło dzienne! I nawet nie zraża cię na koncertach obecność twoich kopii - wy wszyscy jesteście indywidualistami.
Później stajesz się dorosły. Uważasz, że masz wypracowany charakter, niezależnie od tego czy glany leżą i się kurzą czy używasz ich jako najwygodniejszego obuwia zimowego. Bunt nastolatka zrobił swoje, wiesz już czego chcesz i wiesz, że mimo popularnego imienia, ciuchów po bracie/siostrze i masy takich samym indywidualistów na koncercie jednak jesteś istotą odrębną, inną niż wszystkie. Twoją teorię potwierdza ta jedyna osoba, spotkana gdzieś kiedyś, która o tobie myśli to samo - jesteś niepowtarzalny/niepowtarzalna.
Postanawiacie zalegalizować wasz związek. I... okazuje się, że:
a) Pierścionek musi być złoty. Jak nie lubisz złota to białe złoto, wygląda jak srebro (to czemu nie srebrny...?). Najlepiej z brelantem, jak nas nie stać to z cyrkonią. Ewentualnie jakiś rubin, szafir bądź szmaragd, otoczony cyrkoniami (a fuj!).
b) Ślub w miesiącu z literą "r", żeby dziecko nie mówiło "tlamwaj" i "lowel". Jak się nie da - można oszukać, sprawdzając nazwy miesięcy w innych językach - to dobra wiadomość dla tych co chcą ślub wziąć w kwietniu! (no naprawdę mi ulżyło!)
c) Przy obrączkach ta sama zasada jak przy pierścionku - złoto, jak nie lubisz to białe złoto, wygląda jak srebro, ale tak jest szlachetniej (ja myślałam, że metale szlachetne to platyna, złoto... i srebro...?)
d) Suknia ślubna - najmodniejsza. Od kilku sezonów ta w kształcie litery A. Oczywiście, moda się zmienia... tylko nikt tego jeszcze nie widział, więc można kupić używaną, wypożyczyć, kupić na koniec sezonu po obniżce. Byle była w kształcie litery A! Z gorsetem! (i tak, żeby się wszystkie tłuszcze zewsząd wylewały...)
e) Ślub kościelny musi być! Co z tego, że ostatnio u spowiedzi byliśmy 8 lat temu, a on nie ma bierzmowania - to się da załatwić. Byle był ślub kościelny, bo to tak pięknie! (ja myślałam, że do kościoła się z powodu Boga chodzi...)
f) Wesele, koniecznie wesele! Do białego rana! Noc poślubna? A po co? Wyszaleć się trzeba! Na inne rzeczy jest czas później. Albo i wcześniej (ahaaaaa...). Poza tym, goście liczą przecież na wesele! (to wesele gości czy Państwa Młodych...?)
I tak dalej...
I co z ta indywidualnością? Z okazji ślubu wszelkie przejawy indywidualności biorą w łeb.
Może się co najwyżej okazać, że skoro w ramach zaręczyn dostałaś kapsel z tymbarka z napisem "nie daj się prosić" (i od 9 miesięcy kółeczko z tego kapsla nosisz na palcu), a w ogóle chcesz srebrny pierścionek i srebrne obrączki (na dodatek z jakimś podejrzanym znaczkiem!), suknię ślubną wymyśliłaś sobie jakąś dziwną, do tego masz zamiar założyć zielone buty, zamiast marszu weselnego marzysz o "Śnie o Victorii", a przy tym nie robisz wesela to nie jesteś indywidualność tylko indywiduum!