Kupił i jakiś czas dostawał co rano ciepły chleb. Potem mi pieczenie przeszło i używałam jej sporadycznie, głównie, żeby wyrobić ciasto jak mi się nie chciało ręcznie.
Natomiast dziś rano (o 5.32) mój mąż obudził mnie z popłochem przed wyjściem z pracy, bo okazało się, że z pieczywa mamy tylko pół starej bułki. Przy czym należy zauważyć, że moje chodzenie do sklepu jest ostatnio mocno utrudnione, nie mamy w domu gotówki i mamy jedną kartę do bankomatu, bo moja odmówiła posługi. Żuru idzie do pracy na 9 godzin i pracuje fizycznie, więc siłą rzeczy musi coś w tej pracy zjeść, bo padnie. Więc zabiera kartę. Zostajemy z Wojtkiem bez pieczywa i bez jajek, bo zjedliśmy wszystkie wczoraj, więc wszelkiego rodzaju placki odpadają. Stąd ten popłoch - bo co my będziemy jeść na śniadanie...
Wstałam, odmierzyłam mleko, masło, mąkę. Wsadziłam wszystko do maszyny. Dosypałam soli, cukru, drożdży i słonecznika. Włączyłam. Była 5.41.
Kiedy o dziewiątej razem z Wojtusiem udaliśmy się do kuchni czekał na nas gorący i pachnący chlebek:
I tylko Żura żal, bo na pierwsze śniadanie zjadł pół starej bułki, a na drugie coś made in tesco. Ale w sumie - to jego wina, on wczoraj ostatni zaglądał do pudełka z chlebem. Jakby wcześniej do niego dotarło, że mamy kiepsko ze śniadaniem to ja wcześniej wstawiłabym chleb. I to od jadłby rano, o tej 5.32, gorący. A ja nie musiałabym się męczyć z wytrząsaniem go z foremki, ale to już inna sprawa...
Jakby wcześniej do niego dotarło to byś go wysłała do sklepu po pieczywo...:)
OdpowiedzUsuńW niedziele wieczorem? Chyba nie...
OdpowiedzUsuńWysłałabyś mnie po pieczywo. Niezależnie od pory dnia. Za długo Cię znam. :-D
OdpowiedzUsuńDobrze, już Cię więcej nie wyślę. Nigdy.
UsuńNie obiecuj, nie obiecuj, wyślesz go wyślesz :p
UsuńNo to się chwali swojski chlebek
OdpowiedzUsuńAno. I stwierdziłam, że chyba wrócę do pieczenia codziennego. Ale nie o 5 rano.
Usuńkurcze, musi być pyszny...
OdpowiedzUsuńJest!
Usuń