Przepis pochodzi z książki Apetyczna panna Dahl autorstwa Sophii (jakie zaskakujące) Dahl.
Książka w ogóle cała jest cudowna. Ja tak ogólnie kupuję dużo książek, ale stosunkowo mało kucharskich. Pierwsza książka panny Dahl spodobała mi się tak bardzo, że kupiłam też drugą i obiecałam sobie, że kupię każdą następną :) Ale wracając do Ezopa, czyli do przepisu - Sophie pisze o tej zupie tak:
Tak angielska, jak to tylko możliwe. Przywodzi mi na myśl Wimbledon i leniwe popołudnia.Na Wimbledonie nie mieszkam, ale myślę, że będzie cudownie smakować gdziekolwiek ją ugotujecie - w Thornton Heath smakowała niesamowicie! Mimo moich modyfikacji wynikających z braków w lodówce...
Składniki:
- oliwa (z braku użyłam oleju słonecznikowego, też działa)
- 3 dymki, posiekane (albo jak u mnie - po prostu cebula...)
- 450g (trzy szklanki) mrożonego groszku (o, tu nie zmieniałam...)
- 1 litr (cztery szklanki) bulionu drobiowego lub warzywnego (przyznaję bez bicia - dałam taki z kostki... Ale uważam, że litr to zbyt dużo, zupa wychodzi niemiłosiernie rzadka. Następnym razem dam pół litra.)
- spora garść psiekanej świeżej mięty plus trochę do przybrania (na zdjęciu zupy można zauważyć, że zapomniałam zostawić tego trochę nieposiekanego...)
- 1 łyżka gęstej śmietany (równie dobrze nada się grecki jogurt)
Zrobienie jest banalnie proste - na oliwie szklimy cebulkę, potem dorzucamy groszek i podsmażamy. Całość zalewamy bulionem, wsypujemy miętę i gotujemy jakieś 15 minut. Na koniec miksujemy na krem i tyle :) Już na talerzu dodajemy śmietankowy lub jogutowy kleksik.
Panna Dahl podaje ją jako chłodnik - ja próbowałam i na zimno, i na ciepło - obie wersje są pyszne. I dosypuje do niej odrobinę posiekanej mięty... Ja nie lubię pływającej zieleniny, więc proponuję ugotować garść groszku dodatkowo (z zupy ciężko wyciągnąć, liście się czepiają...) i dorzucić po zmiksowaniu.
Smacznego!
Ten wpis powstał w ramach projektu Blogiem dookoła świata: