Mamy w domu chuligana. Albo raczej chuligankę. Nawet o tym nie wiedzieliśmy, jak ją przygarnialiśmy... A tu się okazuje - jest. Chuliganka jak się patrzy. Jak się nie patrzy - tym bardziej.
Zaczęło się od tego, że kupiliśmy Zojce obróżkę. Śliczną. Czarną z odblaskowymi, białymi, kocimi oczami, coś jak oczy kotów Emily the Strange. Założylim, wyglądała pięknie. Nie podobało jej się, starała się zdjąć, ale jej nie wyszło. Poszła na dwór. Wróciła bez obróżki.
No bywa. Pewnie jej się w końcu na dworze zdjąć udało.
Za kilka dni Zoja wraca z dworu i coś niesie w zębach. Biorąc pod uwagę, że pierwszego kota przygarnęliśmy ponad 7 lat temu, od półtora roku nasze koty są wychodzące, a do tego mieliśmy w naszym kochanym domku epizod z małymi myszkami, nie dziwi nas to, że koty noszą różne rzeczy w zębach. Jedyne co, to trzeba ustalić co to jest i czy zabierać i wywalać czy zostawić niech se kocię zje. Żuru poszedł sprawdzić - obróżka. Kocia, czerwona, w niezłym stanie.
No chuligan, barwy komuś zdjął!
A kilka dni później Rafał założył Zojce zdobyczną obróżkę. Już nie ma ochoty ściągać - zdobyczne barwy nosi z dumą.
Małpa, nie kot!
OdpowiedzUsuń