Elaborat będzie, bo mnie naszła refleksja.
Obejrzałam dziś zwiastun filmu, który do kin ma trafić w marcu przyszłego roku. "Igrzyska Śmierci", bo o tym mowa, zostały nakręcone na podstawie książki pod tym samym tytułem. Książki jeszcze nie czytałam, ale mam zamiar. Czytała ją za to moja siostrzenica. Ona też oglądała ten zwiastun. I w pewnym momencie powiedziała "To jest X? On nie powinien tak wyglądać!"
Nie wiem, może ten film jest dobrze zrobiony i doskonale oddaje książkę. A może tak jak większość filmów na podstawie książek jest dobry sam w sobie, ale nijak nie powinien być z książką wiązany...
Czy jestem jędzą jeśli uważam, że książki do kresu swoich dni powinny zostać książkami, a co za tym idzie nie powinny być ekranizowane? A jeśli już jakiś reżyser pragnie przedstawić na wielkim ekranie swoje wyobrażenia o książce, która go dotknęła to tytuł książki powinien być tylko drobnym druczkiem, żeby nikt go nie zauważył? Wiem, wiem, chodzi o kasę... Ale naprawdę ciężko jest zrobić dobry film na podstawie książki.
Na przykład taki "Harry Potter". Cały cykl książek - jeśli tylko się ten rodzaj lubi - fenomenalny. A ekranizacje? Pierwsza i druga jeszcze w porządku. Trzecia (książka ma drugie miejsce wśród moich ulubionych z serii) - beznadziejna. W czwartej i piątej pominięta połowa ważnych dla akcji wątków, bo by film trwał tydzień, niestety, nie bez konsekwencji dla fabuły. W szóstej (mojej lubionej cześci z cyklu) nie tylko pominięte wątki - jeszcze pododawane sceny z ksiĄżyca* typu "biegali po polu i pili kakao" i "śmierciożercy tłuką naczynia",a do tego żenujące momenty z cyklu "Ginny tak bardzo kocha Harry'ego i tak bardzo się o niego troszczy, że zawiąże mu sznurówki". Siódma cześć trochę ratuje sytuacje, bo przynajmniej jest zgodna z książką...
Albo "Zmierzch". Pierwszą cześć obejrzałam zanim przeczytałam książkę. Podobała mi się. Potem przeczytałam wszystkie części. Nadal mi się podobało. Po obejrzeniu drugiej części filmu zwątpiłam. Na Pattisona mam odruch wymiotny. Na Kryśkę zresztą też.
Dalej - "Pachnidło". Jedna z moich ulubionych książek. Genialna. Pachnąca. A film... Jeeeenyyyy... Zero klimatu. Z geniusza zrobili mordercę, a z pięknej opowieści zwyczajny kryminał. I jeszcze w wydaniach książki pofilmowych dodali idiotyczny podtytuł! A tam wcale a wcale nie chodziło o morderstwa!
Jeszcze Gaiman. I "Koralina", i "Gwiezdny pył" są świetnymi filmami. Ale nijak nie mają się do książek. Nijak!
I perełka: "Wiedźmin". Uch, to to jest w ogóle porażka. Film miał z książką wspólny tylko tytuł. No i Żebrowskiego ładnie ucharakteryzowali. Poza tym - obraza dla książki. Fuj! A już Grażyna Wolszczak jako Yennefer... Żenada.
Tak z ręką na sercu to mogę wymienić tylko jedną ekranizację (w przypadku jak i czytałam książkę, i oglądałam film), która nie była zmaszczona. No w zasadzie trzy, ale to jedna seria. "Opowieści z Narnii", te nakręcone ostatnio, są dobre. Naprawdę dobre.
No więc jestem jędzą. Jestem jędzą i uważam, że jak kogoś nie stać na to, żeby przeczytać książkę to niech umrze nieświadomy uroku świata, jaki ta książka przedstawia. Niech ten świat zostanie dla elity, która przeczytać potrafi nie tylko napisy w obcojęzycznej wersji filmu.
Ostatnio czytam cykl Angie Sage o Septimusie Heapie. Mam nadzieję, że tego nigdy nikt nie nakręci. I mam nadzieję, że nikt nigdy nie nakręci mojej ukochanej trylogii o Tatianie i Aleksandrze Paulliny Simons ani "Nigdziebądź" Gaimana. Bo jak zmaszczą to zabiję.
______________
* z kiĄżyca, bo to nie jest "Harry Potter i Książe Półkrwi" - to jest "Harry Potter w Książu"!
racja, na ekranizację "Nigdziebądź" sama bym się w życiu nie zgodziła, masakra, jakby to zniszczyli. tak czy siak, trzeba przyznać, że w 90% ekranizacje książek to porażki, Harry'ego Pottera bym trochę mniej surowo oceniła, bo brak połowy wątków tak naprawdę dotkliwie odczułam tylko w piątej części, aczkolwiek, jakby na to nie patrzeć, mogło być lepiej. aczkolwiek powiem Ci, że zaczęłam się do ekranizacji przekonywać dzięki Kingowi - o ile zawsze się tych ekranizacji bałam (zwłaszcza po "Carrie" - koszmarek), a tyle po "Cmętarzu dla zwierzaków", "Langolierach", "Secret Window" no i oczywiście "Zielonej mili", która zachowała większą dramaturgię niż książka, zaczęłam się przekonywać i doszłam do wniosku, że ekranizacja nie musi być zła. i jeszcze nie zgodzę się co do "Gwiezdnego pyłu" - film urzekł mnie bardziej niż książka :)
OdpowiedzUsuńA ja sobie czasem myślę, że dawniej to robili lepsze filmy z książek, tak w nich było mniej "efektów" a więcej treści...
OdpowiedzUsuńWypowiedź w stylu "kiedyś to było lepiej" ;)
NIGDY nie robili lepszych filmów z książek !!!
OdpowiedzUsuńKoko: Gwiezdny pył może i urzeka, ale się z książką rozmija. A Kinga nie czytam, bo mnie przeraża. Jedynie "Zieloną milę" przeczytałam, acz nie uważam, że film zachował lepszą dramaturgię niż książka.
OdpowiedzUsuńPaulinuś: Kiedyś w ogóle robili lepsze filmy, tak myślę...
Musiu: Bo żadna książka nie powinna być przerobiona na film.
Musiu: Bo żadna książka nie powinna być przerobiona na film.
OdpowiedzUsuńI o tym właśnie myślałam pisząc to, co napisałam !