sobota, 10 grudnia 2011

O uroczych sąsiadach i zawale, czyli historia z dreszczykiem

Gwoli wprowadzenia: Mamy sąsiadów. Fajnych. Charakteryzują się tym, że ona jest mała i ruda, a on łysy i gabarytów szafy gdańskiej z nadstawką - nie, nie chodzi o to, że jest gruby, jest ogromny.

Jakieś dwa tygodnie temu, mój mąż wychodząc do pracy (o piątej rano) natknął się na śpiącego pod sąsiedzkimi drzwiami bezdomnego. Światło się u sąsiadów paliło, ale samochód był zimny, więc jak się domyślamy do pracy szykowała się sąsiadka, pracująca na rano, a sąsiad, pracujący nocą, spał. Domyślamy się również, że bezdomnemu przeszła ochota na spanie w tej okolicy po spotkaniu z sąsiadami. Ale w pamięci nadal istnieje.

Teraz do brzegu.

Siedzimy sobie z Paulinką na kanapie pod oknem (tym od frontu), cały dom śpi, a my gramy w durną gierkę na Joe Monsterze. Nagle, od strony wiatrołapu słychać chrobotanie... Mamy trzy koty, więc najpierw pomyślałam, ze jakiś kot tam na coś poluje. Więc pierwsza obawa: mysz! Ja się myszy nie boję, pod warunkiem, że jest w klatce. Myszy wolnochodzące napawają mnie lękiem, od czasu przeczytania uroczej książki dla dzieci pod tytułem "Słoneczko", w której to głównej bohaterce myszy czy tam szczury wlazły do łóżka. I ona przez nie nie mogła spać, bo bały się tylko ognia, więc całą noc siedziała na środku łóżka ze świeczką. Czy jakoś tak.

Ale wracając do chrobotania... Wszystkie koty grzecznie spały na kanapie. Więc koty - a przy tym i mysz - odpadają. A chrobotanie było, jakby nie patrzeć.

W mojej głowie pojawił się bezdomny...

Ale nic to - odważny ktoś musi być. Na mnie wypadło, bo siedziałam bliżej drzwi. Zawołałam kici-kici, żeby mieć jakąś asystę. Przyleciał kot bojowy, czyli Zoja. Powolutku uchylam drzwi do wiatrołapu, spodziewając się za szybą drzwi wejściowych ciemnej postaci... Postaci nie ma. Ani ciemnej, ani jasnej, ani żadnej innej. Za to na podłodze leży koperta.

Uroczy sąsiedzi postanowili nam podrzucić kartkę. Na święta. O 22.17 dokładnie. Możliwe, że w dzień nie mieli czasu, a chcieli być mili... Kij z tym, żeśmy prawie zawału dostały...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz mi co o tym myślisz :)