Ponieważ mój Syn, zwany też Wojtkiem, ma wysoce niekonsekwentną i niezdecydowaną matkę, której to stan niezdecydowania i niekonsekwencji nasila się dodatkowo przez ciążę, postanowił wziąć swoje wychowanie we własne, półtoraroczne ręce.
Na pierwszy ogień poszło spanie.
Mamusia najchętniej spałaby z Synkiem co najmniej do czasu, kiedy Syn poszedłby do szkoły. Ale Syn zdecydował, że mu z rodzicami niewygodnie i za gorąco. W związku z tym kiedy tylko rodzice pojawiali się w orbicie wspólnorodzinnego materaca Syn budził się i z płaczem szedł położyć się na podłogę, gdzie spokojnie zasypiał. To było jakieś półtora tygodnia temu. Po dwóch takich akcjach rodzice zgodzili się na inicjatywę małoletniego Wojciecha i w kąciku odgrodzonym od reszty pokoju półką na zabawki rozłożyli mu jego własny materacyk, z własnym prześcieradełkiem, podusią i kocykiem, gdzie Synkowi jest odpowiednio chłodno i wygodnie, nikt go nie przytula, nie przykrywa i nie dotyka.
Dziś dołączyły pieluchy.
Dotychczas było tak, że Syn wstawał około 7.20 rano, matka go wysadzała na nocnik, zakładała czystego pampersa i Synek szedł się bawić, a mamusia mogła sobie podrzemać do dziewiątej co jakiś czas uchylając oko (jak było za cicho!) by sprawdzić czy Wojtuś akurat nie ciągnie kota za ogon, albo nie wspina się na szafkę. O dziewiątej Syn budził matkę, coby mu dała śniadanie, co z chęcią robiła.
Ale skończyło się "babce sranie", jak mówił mój dziadek, może brzydko, ale po ludzku, w przypadkach, kiedy coś przestawało się układać po czyjejś - w tym przypadku przysłowiowej babki - myśli. Czyli się matce spanie skończyło. Bo Syn wysadzony (akurat nic nie zrobił, chociaż siedział chętnie) i przebrany w czystego pampersa za jakieś 15 minut obudził matkę, rączka lewą poklepując ją po ramieniu, a rączką prawą z wystawionym paluszkiem pokazując, że chciałby skorzystać z nocnika. No to matka się podniosła, rozebrała z suchutkiego pampersa, posadziła na nocniku, poczekała aż nasika. Nasikał.
I tu historia mogłaby się zakończyć wielkimi brawami dla Syna za to, że zasygnalizował potrzebę. Ale się nie skończyła. Syn jak zobaczył, że matka sięga po pampersa, coby go przyoblec, uciekł z krzykiem... w kierunku koszyka z czystymi majteczkami i pieluszkami wielorazowymi - i przyniósł sobie kilka sztuk. No to co było robić - założyłam co przyniósł (oczywiście po jednej sztuce) i spać nie poszłam tylko wysadzałam - prawie do dziewiątej. Ale przed dziewiątą przysnęłam, bom rozwydrzona przez Synka, który się bawi sam ładnie każdego poranka i nieprzyzwyczajona do tak rannego wstawania. Budzę się w popłochu ("gdzie jest Wojtuś? Co zasikał?"), Syn siedzi obok mnie i bawi się grzecznie garnuszkiem. Sięgam po nocnik, a tam chlupocze. I teraz myśl "wysadziłam go na śpiąco? Niemożliwe, nie śpię tak mocno, żeby nie pamiętać. Nie wylałam ostatnim razem? Nie, ostatnim razem nie nasikał. To co - sam se zrobił jak spałam???" No i wyszło na to, że sam zrobił. Gaciorki umie podciągać jak mu się chce, więc mógł podciągnąć. A pieluszka jakoś dziwnie w tych majtkach zgruchmaniona, więc to też potwierdza...
Dumnam z niego jak cho... Jak ho-ho! Niezłym trzeba być, żeby przy matce wysadzającej tak nieregularnie (dwa dni wysadzamy, dwa dni ciekamy po wsi w pampersie, bo jak wysadzić dziecko w kawiarni/centrum handlowym/parku w listopadzie?) Od dziś pampersy idą w odstawkę - paczka się właśnie prawie skończyła, następnej nie kupujemy! A dziś po raz pierwszy Wojtek wyjdzie z domu w pieluszce wielorazowej - zobaczymy co z tego wyniknie...
A - jeszcze jedną decyzję podjął mój Syn. Aczkolwiek nie ma nic wspólnego z wychowaniem. Mój Syn zdecydował, że będzie jadł na śniadanie tylko placki. Jedzenia jakichkolwiek kanapek czy czegoś innego odmawia. Pytam się Musi - jak często dziecko może jeść placki? Ona mi mówi, że tak często jak mu matka zrobi. Że niby co za różnica czy je placki czy chleb? Ja stwierdziłam, że nie wiem jaka różnica, ona - że żadna. Ale potem przemyślałam - jednak jest różnica. Taka, że placuszki robi się z mąki, mleka, jajka i jabłka lub banana, a w chlebie, jak się go w domu nie piecze, to w zasadzie nie wiadomo co jest. No więc niech już to moje dziecko je placki jak lubi :)
No ja bym z dumy pękła w Twoim przypadku, ale że niespecjalnie mi to grozi, podumam sobie nad snem do 9-tej, bo nie dane mi było nigdy dłużej niż do 6-tej, a często o wiele krócej spać
OdpowiedzUsuńJa zawsze wiedziałam, że Wojtuś to jest super facet ;)
OdpowiedzUsuńI przynajmniej Tobie nie grozi, że Ci syn narzeczoną do wspólnego łóżka przyprowadzi, bo z moim to wcale nie wiadomo...
No nie miał wyjścia...Jak człowiek dorasta a rodzice się w rozwoju zatrzymali...
OdpowiedzUsuńCzyli Wojtuś jest już facet a nie chłopczyk,a placki też bym na śniadanie jadał, ale mi się o trzeciej wstawać nie chce, to nie pojem...
OdpowiedzUsuńCudowny Wojciech :))) W.
OdpowiedzUsuń