niedziela, 11 listopada 2012

No i mnie dopadło...

To, czyli bezsenność cieżarnych.

Jest 5.29 rano, a ja, po dwugodzinnym przewracaniu się z boku na bok, piszę 411. posta na blogu, w przerwie między składaniem prania a zmywaniem naczyń. Szkoda, że jest tak ciemno, to bym zrobiła zaległe zdjęcia na wyzwanie... A tak to - wracam sprzątać kuchnię.

Może w dzień uda mi się trochę przespać, wyślę gdzieś chłopaków i siup do łóżka.

Miłej niedzieli, moi drodzy.

1 komentarz:

  1. O Mato! Daj znać wcześniej, jak nie będziesz mgła spać, u mnie tyle do roboty... ;]

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)