czwartek, 24 stycznia 2013

Już nie bezdomni!

Mamy mieszkanie!

Ale, ale... Od początku.

Kiedy na początku stycznia zanieśliśmy do agencji wypowiedzenie, na mocy którego mamy opuścić aktualne mieszkanie do 20 lutego, dowiedzieliśmy się, że skoro nie mamy jeszcze "zaklepanego" żadnego mieszkania - dużo ryzykujemy. Możliwe. Ale innej opcji nie było - musimy przeprowadzić się przed marcem, a jakoś nie uśmiechało nam się płacić za dwa mieszkania.

No i zaczęliśmy szukać. Od 16  stycznia tak na poważnie, bo około 16 lutego będziemy mieć pieniądze, a zazwyczaj okres wypowiedzenia to miesiąc, więc mieszkania do agencji trafiają około miesiąca przed datą, kiedy będą dostępne.

Jeszcze w między czasie znajomi postraszyli nas, że z dziećmi i kotami to bardzo ciężko znaleźć mieszkanie i może to potrwać nawet pół roku.

Nie mamy pół roku.

Mamy miesiąc.

Jeszcze przed złożeniem wypowiedzenia oglądaliśmy jedno mieszkanie, ale miało dwa podstawowe minusy: było na parterze z wyjściem (drzwi balkonowe) na komunalny ogród z żadnej strony nie ogrodzony do którego dostęp miał każdy kto tylko chciał, nie tylko mieszkańcy i miało ciemną kuchnię, co w przypadku kogoś komu często robi się słabo jest troszku niekomfortowe (bo jakby ktoś nie wiedział - jak się obiad gotuje to gorąco w kuchni i duszno, tlenu mało...). Do tego miało jeszcze kilka minusów pomniejszych. Więc bez sensu.

No ale szukaliśmy. Prócz tego, że mieszkanie miało być dwusypialniowe i za odpowiednią cenę bardzo chciałam, żeby:

- nie miało na podłodze dywanów, tylko najlepiej panele,
- było w takiej odległości od mieszkanie mojej Siostry, żeby dało się do niej iść na nogach, a nie trzeba było angażować komunikacji miejskiej,
- było blisko jakiegoś parku/placu zabaw,
- nie było nad sklepami.

No i oczywiście to co zdyskwalifikowało pierwsze przez nas oglądane, czyli albo nie parter, albo ogrodzona okolica i kuchnia z oknem. Fajnie byłoby też, żeby sypialnie nie były jakieś strasznie klitkowate, żebyśmy nie musieli się za następne półtora roku przeprowadzać, jak już Lusia osiągnie wiek własnołóżeczkowy, żeby się z Wojtusiem w jednym pokoju na jakiś czas zmieścili.

Wczoraj oglądaliśmy pierwsze mieszkanie.

W tej samej wsi... przepraszam: dzielnicy, w której mieszka moja Siostra, jakieś pół godziny spacerkiem od niej.
Zaraz obok najpiękniejszego parku w okolicy.
Z panelami na podłogach.
W bocznej uliczce pełnej wiktoriańskich domków.
Wprawdzie na parterze, ale z własnym, ogrodzonym ogródkiem (parter takiego wiktoriańskiego domku właśnie).
Z widną kuchnią.
Z dużymi sypialniami (obie mają około cztery na cztery metry!)

A w ramach gratisu:
W całym mieszkaniu są tylko trzy stopnie, co ważne dla Musi, która spędzi u nas najbliższe pół roku prawie, a ma rozwalone biodro.
Pralka stoi w łazience!
Jest też spore mieszkanie dla Harry'ego Pottera, akurat na wszystkie kartony z za małymi i za dużymi ciuszkami niemowlęco-dziecięcymi.
I przedpokój - rarytas w Wielkiej Brytanii.

A do tego wszystkiego mieszkanie zwalnia się 19 lutego i 20 lutego możemy się wprowadzać.

Macie rację - nie zastanawialiśmy się długo :D

10 komentarzy:

  1. Podobno szczęśliwym szczęście sprzyja. Prawda to? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a czemu sie staracie sie o mieszkane socjalne?? Marta P.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, to super! Fantastyczna wiadomość! ;-)
    A o takie mieszkanie, bez dywanów, wcale nie jest tam łatwo! ;-)
    Pozdrawiam cieplutko! :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. jaaa i pokój pod schodami :D
    mam nadzieję, że będziecie wynajmować w ramach "spróbuj żyć jak Harry Potter" :)
    czekam na nowy adres :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to będzie parapetówka;-)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. no to mieszkanie prawie idealne! :) udanego mieszkania :)

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)