Powiedz babcia - nie!
Pobawimy się autkami? - nie!
Chcesz oglądać Peppę? - nie!
Idziemy się kapać? - nie!
Jedz obiadek - nie!
No i właśnie tu się zaczyna problem. Bo o ile można żyć bez tego, żeby dwulatek mówił to o co go prosimy, na zabawę, bajki i kąpiel to "nie!" to tylko takie sobie dwulatka gadanie, bo i tak właśnie to robi, to przy jedzeniu sprawa się komplikuje. Bo tutaj jego "nie!" znaczy "nie!" i już.
Dziś była na obiad zupa brokułowa. Pyszna. Z mięskiem i kukurydzą. Zabielana jogurtem. Wojtek zjadł cztery łyżki... A potem zauważył jogurt. I już było "nie!" na zupę, bo on chce jogurt...
No i pierwszy raz zastosowałam przekupstwo. Powiedziałam mu, że dostanie jogurt jak zje zupkę. Zjadł. Najpierw miskę zupy, a potem porównywalną ilość jogurtu naturalnego.
I tak sobie myślę... My chyba nie jesteśmy normalni. Bo normalne mamusia przekupują dzieci cukierkami, czekoladkami i innymi słodyczami... A ja moje dziecko przekupuje jogurtem! Jeszcze do tego naturalnym!
A oto i dwulatek, w całej swojej uroczej "nie!"-osobie:
Jeszcze jedno o słynnym "nie!". Babcia pokazuje dwulatkowi obrazki w książeczce. Na obrazku jest rodzinka. Babcia pokazuje po kolei każdą osobę i nazywa, Wojtuś powtarza:
Musia: Mama.
Wojtuś: Mama.
Musia: Tata.
Wojtuś: Tata.
Musia: Dziadzia.
Wojtuś: Dziadzia.
Musia: Babcia:
Wojtuś: Nie!
Babcia stwierdziła, że wydziedziczy...
Jak dla mnie jesteście mega normalni, choć pewnie łatwiej byłoby nimi nie być
OdpowiedzUsuńNo to mnie pocieszyłaś :)
UsuńAle dziadzia nie wydziedziczy, zawsze to połowa schedy jest...
OdpowiedzUsuń