Jakiś czas temu kupiłam firanki. Firanki miały rozmiar 280 cm na 300 cm. Ale ja tak wysoko w domu nie mam, więc poobcinałam (bo mam za to koty, więc się po podłodze raczej ciągać nie mogły...). A jak poobcinałam to zostały mi cztery kawałki firanki (280cm na 60 cm w przybliżeniu). I zastanawiałam się co z nimi zrobić, aż wszechobecne Halloween mnie natchnęło. Przebierzemy Lulę za dynię, tak na jesień.
Pocięłam firanki (trzy) na paski o szerokości około 5 cm, odmierzyłam gumkę na lulowym brzuszku i tym sposobem zawiązywałam. Dzieci mi dzielnie pomagały - Wojtek owijając się w firankę jeszcze nie pociętą, Lusia podkradając już gotowe paski. Aż zawiązałam wszystkie.
Teraz tylko musimy na pomarańczowo ufarbować i będzie dynia jak malowana. Znaczy jak farbowana. Gabaryty ma odpowiednie.
Gwoli informacji: tutu jest długaśne, ale da się w nim pełzać. Raczkować też się da, bo Luli się znudziło już pełzanie i próbuje raczkowania. Jakby ktoś chciał skorzystać z mojego pomysłu (nie mój wcale, tylko kradziony w internetu, haha) to informuję, że paski o długości 60 cm nadają się nawet na całkiem dużą dziewczynkę, a ucinając gumkę należy wziąć mniejszą, bo przy wiązaniu się strasznie rozciąga, przez co nasze tutu ma nieestetyczny supeł z tyłu, bo stwierdziłam, że nie chce mi się tego nawlekać jeszcze raz. Na szczęście warstw jest duże i się gubi :) Można też wiązać na wstążeczkę i potem zawiązywać na dziecku, to nam da dodatkową ozdobę w postaci kokardy.