Żuru: Chodź, zagramy w Albion...
Mil: Eeeee, w Albion...
Żuru: No chodź, dam ci wygrać.
Wybuchnęłam śmiechem, bo On chyba w życiu jeszcze w nic ze mną nie wygrał. Mógłby ze mną wygrać w szachy, jakbym się odważyła, ale nie umiem, to nie gram. Poza szachami - nie ma planszówki, w którą z nim przegrywam.
No ale chyba Go coś naszło po ostatnim oglądani Króla Artura, to się zgodziłam. Położyliśmy dzieci spać, Żuru rozłożył grę, przypomnieliśmy sobie zasady, dla klimatu włączyliśmy coś co zalicza się do folk metalu i gramy.
W Albionie chodzi o to, żeby jako rzymscy osadnicy zdobyć Wielką Brytanię, jak sama nazwa wskazuje. Żeby wygrać trzeba zbudować i rozbudować do czwartego poziomu trzy osady, z czego jedną w Szkocji. Po drodze buduje się też umocnienia i fortyfikacje, które w jakiśtam sposób pomagają nam albo w budowie, albo w walce z zamieszkującymi starożytną Brytanię Piktami.
No i gramy, ustawiamy osadników i legionistów, zbieramy drewno, kamienia i złoto, ryby łowimy, budujemy te osady, fortyfikacje i umocnienia... Nagle patrze - jestem na straconej pozycji.
Żuru wygrał. Pierwszy raz w życiu.
Jak on tak mógł???
słowa nie dotrzymał, skubany
OdpowiedzUsuńMyślisz, że to może być podstawa do rozwodu?
UsuńNiestety, to chyba typowe u facetów, że słowa nie dotrzymują... więc chyba nie uznają...
Usuństrategia... kiedy ja będę miała choć pół godziny czasu na jakąkolwiek grę
OdpowiedzUsuńzazdraszczam, choć osobiście albionu nie znaju