Miejsce akcji: Kościół (gwoli informacji: z nurtu charyzmatycznych, nabożeństwo trwa około 1,5-2 godziny, z czego połowa to tzw. uwielbianie, czyli piosenki, a na drugiej połowie - mówionej - odbywają się zajęcia dla dzieci)
Dzieci biegają w kółko, między krzesłami, po korytarzu, od matki do sali z zabawkami i z powrotem. Matka zapytana dlaczego jej dziecko biega odpowiada:
- No bo inne biegają... I jak ja mam mu powiedzieć, ze nie może?
Prawie każda.
Scena II
Miejsce akcji: Plac zabaw.
Lusia huśta się na huśtawce dla maluchów, takiej typu majtki. Obok trzy wolne huśtawki, dwie "dorosłe" i jedna "majtkowa". Podbiega pod huśtawkę około trzyletni chłopiec, za nim bieganie matka. Chłopiec chce się huśtać, matka usiłuje go posadzić w huśtawce obok. Chłopiec wije się i wrzeszczy, bo ona chce się huśtać na tej huśtawce na której siedzi Lusia. Nie reaguję. Chłopiec wrzeszczy, matka pertraktuje. Lusia się huśta. I tak dobre kilka minut...
Zbieramy się do domu, wołam Wojtka, który w tym czasie przebywał w okolicy zjeżdżalni, zabieram Lusię z huśtawki. Matka wrzeszczącego chłopca wsadza go do huśtawki zwolnionej przez Lusię. Wrzaski ustają.
Scena III
Miejsce akcji: Kościół, sala w której odbywają się właśnie zajęcia dla dzieci.
Matka przyszła do sali ze swoją niespełna roczną córką (zajęcia są od około 3 lat), bo ta (córka) piszczy i przeszkadza na nabożeństwie. Siedzi i gada z inną matką, która jest tam, bo jej synek nie chce zostać sam na zajęciach (2 lata). Córka matki pierwszej zabiera mi obrazki, które mam do pokazania dzieciom, względnie wyciąga z walizki z materiałami farby i nożyczki. matka nie reaguje. Po drugim, dobitniejszym zwróceniu uwagi (pierwsze było łagodne) dowiaduję się, ze to przecież tylko dziecko i nie można przewidzieć co zrobi, a ja powinnam się zastanowić, czy na pewno nadaję się do tego, zeby uczyć dzieci.
Scena IV
Miejsce akcji: Plac zabaw.
Lusia bawi się na niskiej zjeżdżalni. W kółko: wchodzi po schodkach i zjeżdża. Przychodzi chłopiec. Wchodzi na zjeżdzalnię i siada. I nie zjeżdża. Siedzi. Lusia wdrapała się w między czasie na górę i czeka, aż chłopiec zjedzie. Przychodzi matka i pertraktuje. Chłopiec mówi, że nie zjedzie i twardo siedzi. Matka nakłania. Chłopiec odmawia. Ja zwracam uwagę, że moja córka czeka, żeby zjechać. Matka namawia. Ja dyszę i robię miny. W końcu biorę Lusię na ręce, przesadzam ją przed chłopca i Lusia zjeżdża. Za nią zjeżdża chłopiec, którego matka szybko łapie za rękę i ucieka z placu zabaw.
W mediach:
- Nie bij.
- Nie dawaj klapsów.
- Nie poniżaj.
- Nie każ.
- Nie stosuj nagród i kar.
- Rozmawiaj.
- Szanuj...
Okej, wszystko pięknie. Tylko ktoś zapomniał powiedzieć rodzicom jeszcze trzech ważnych rzeczy:
- Zajmuj się.
- To TY decydujesz.
- Nie daj sobie wejść na głowę.
Często zauważam,że rodzice mylą rodzicielstwo bliskości z bezstresowym rób co chcesz.a przecież można i szanować dziecko i jednocześnie szanować siebie samego czyli stawiać granice.
OdpowiedzUsuńNo właśnie!
Usuń