piątek, 15 lutego 2013

Tortowo-rowerowe podsumowanie dnia dzisiejszego

Zrobiłam tort. Znaczy prawie zrobiłam, po bokach jeszcze nie ma kremu, bo chwilowo stoi jeszcze w foremce (tort, nie krem) i się chłodzi. Krem na boki nakładać będę jutro. Ale wyszedł pięknie, nie chwaląc się :P Niko rozpoznał co to jak tylko oczy z jabłka wycięłam :)


Brwi i źrenice są z gorzkiej czekolady, dziób z mango, reszta z truskawek, ale to akurat widać.

Jeszcze jutrzejszy solenizant - pozuje z torcikiem:


Natomiast moje dziecko, w trakcie jak ja robiłam tort jeździło na rowerze swojego kuzyna. Tak, tego kuzyna, który ma jutro piąte urodziny. Tak, jest to rower odpowiedni dla pięciolatka, a nie dla prawie dwulatka, czyli taka miniaturka dorosłego roweru z doczepianymi małymi kółkami po bokach. Tak, samo jeździło. Babcia go posadziła, a on pojechał.

Jak to zrobił, skoro może wyprostowany przejść pod kierownicą? Po prostu jak pedał był na górze, to naciskał. A jak pedały były równolegle do ziemi, tak, że nie mógł sięgnąć - naciskał nogą na rurkę do momentu aż znów mógł położyć stópkę na pedale. A potem, jak już mu się znudziło to z niego zeskoczył. Nie spadł. Zeskoczył i poszedł.

Spadł za to z fotela, bo postawił sobie na nim około półmetrowe auto i się nie zmieścił. Spadł, ale się nie wywrócił - złapał równowagę kucając z wyciągniętymi do przodu rękami.

Chyba zapiszę go do cyrku.